Behind The Mask to już piąty album kanadyjskiej formacji dowodzonej przez Simona Carona, której poczynania śledzę od czasów debiutanckiego krążka Mirror Of Insanity z 2004 roku. Już tradycyjna, pełna kolorów okładka z charakterystycznym logo kapeli oraz „winylowa”, nieprzekraczająca trzech kwadransów, długość sugerują, że i tym razem żadnych zmian nie będzie.
I nie ma. Dla Carona muzyczny czas zatrzymał się na pierwszej połowie lat osiemdziesiątych, kiedy to jego ukochany Marillion wydał trzy pierwsze, już dziś klasyczne, albumy. I to absolutnie słychać na każdym krążku Red Sand. Także i na tym. Kilka pełnowymiarowych numerów i jedna muzyczna miniatura (Reflections) składają się na obraz klasycznie neoprogresywnego krążka, który z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom takowej stylistyki. Mnóstwo patetycznego lukru, ciepłych klawiszowych pasaży i ciągnących się w nieskończoność dopolerowanych gitarowych solówek – oto najkrótsze streszczenie zawartości Behind The Mask. A wszystko to wpisane w udane, czasami nawet poruszające serducho, melodie (Zero Of War, Behind The Mask, Memory Of Past), które jakby już gdzieś słyszeliśmy.
Mimo wszystko na tle pierwszych dokonań Red Sand album rozczarowuje. Nie ma już wszak tej romantycznej naiwności debiutu, który po raz pierwszy odkurzył w tak dosadny sposób formułę starego Marillionu. W efekcie tego początek Mask Of Liberty jawnie nawiązujący do He Knows You Know trochę drażni. Podobnie, jak melorecytacje Steffa w tym samym kawałku, dosyć wiernie naśladujące Fisha. No bo… ileż razy można?! A próby poszukiwania jakiejś odmiany od wygładzonej sztampy, kończą się porażką (patrz wstęp do Zero Of War, przyklejony do numeru jakby na siłę i bez kompletnego pomysłu). Całości nie pomagają bardzo przeciętny miks i produkcja. Słuchając solowego popisu w zaczętym ewidentnie floydowo Memory Of Past (to inna wyraźnie słyszalna inspiracja Carona) mamy poczucie wyglądającej zza rogu amatorki. Tylko dla wielbicieli gatunku.