Po ekranie mojego komputera chodzi sobie wirtualny kotek Felix rozpraszając moją uwagę do tego stopnia, że nie potrafię wymyśleć żadnego zaskakującego początku - zacznę zatem tradycyjnie. Otóż amerykański progmetalowy kwintet Symphony X uraczył nas swoim nowym - piątym już dokonaniem - z rzymską piątką w nazwie tudzież podtytułem: The New Mythology Suite. Kiedyś napisałem, iż z płyty na płytę zespół ten nieustannie się rozwija i na moje szczęście ta obserwacja sprawdza się również w niniejszym przypadku. Jak sama nazwa krążka wskazuje mamy tu do czynienia z koncept albumem, a więc formą tyleż ambitną co trudną w realizacji. Czy Symphony X porwało się z przysłowiową motyką na Słońce ? W kontekście tego co napisałem powyżej to oczywiście nie, ale po kolei.
W składzie napotkamy na dwie zmiany: bas obsługuje teraz Mike Lepond, zaś bębny Jason Rullo. Muzyka tradycyjnie już wyszła w znakomitej większości spod pióra błyskotliwego gitarzysty Michaela Romeo oraz jego imiennika - klawiszowca Pinella. Całości obsady dopełnia naprawdę niezły tudzież dobrze znany wokalista Russel Allen. I coż takiego owi panowie nam proponują ? Ano ciekawy i zróżnicowany progmetal będący wynikiem kontynuacji ewolucji stylu grupy, która dość wyraźnie zaznaczyła się na styku albumów The Divine Wings Of Tragedy oraz następującego po nim Twilight In Olympus. Wyróżniłbym dwa wyznaczniki obecnej maniery Symphony X. Pierwszy to generalna tendencja do łagodzenia brzmienia. Oczywiście mocne granie jest wciąż obecne jak np. w Evolution, Fallen, A Fool's Paradise czy w pokaźnych fragmentach Rediscovery - part II jednak z reguły towarzyszy mu tle fortepian lub nawet brzmienia orkiestrowe. Z drugiej strony momenty spokojne, niekiedy wręcz liryczne też występują w obfitości - wsłuchajmy się w taki Communion And The Oracle albo Egypt albo...i tu dochodzimy do wyznacznika drugiego, zapewne nawet ważniejszego - owego zaakcentowanego już urozmaicenia muzyki - tak pod względem dynamiki jak i klimatu. Bo czego też na tym krążku nie doświadczamy! Zacznijmy od rasowej, powerowej galopady - to Evolution ze świetnym, natchnionym refrenem, The Bird-Serpent War oraz A Fool's Paradise, gdzie mimo tak wyznaczonego klimatu słychać chórki i klasycyzujące, klawiszowe solo. Są też nieco tylko wolniejsze kawałki - Fallen (chórki, grane na przemian sola gitarowe i klawiszowe) lub słaby jak na standarty tego albumu Absence Of Light. Są utwory nie mające jednego, wyrazistego oblicza, gdzie klimat zmienia się bardzo często - delikatniejszy Communion And The Oracle i mniej delikatny Egypt z finałową zwiewną impresją fortepianową. Jest patetyczny, bardzo w stylu formacji Rhapsody prolog całego krążka - Prelude oparty na Requiem Verdiego tudzież nieco podobny do niego, choć dłuższy i bardziej jeszcze urozmaicony, pełen technicznych fajerwerków The Death Of Balance/Lacrymosa. Są instrumentalne przerywniki - orkiestrowy Transcendence i zadziwiający na każdym kroku, dynamicznie pokomplikowany, niezwykle filmowy On The Breath Of Poseidon. Jest wreszcie finałowa suita Rediscovery - The New Mythology z pełniącą funkcję wstępu miniaturą... Ufff - zatrzymajmy się tu na chwilę. Z tymi suitami u Symphony X to bywa różnie - tym razem z początku też zacząłem kręcić nosem na magnum opus recenzowanego wydawnictwa bo jednak linie melodyczne moglyby być ciut wyrazistsze i lepsze, ale... Ale nie jest źle, a wręcz przeciwnie. Oto mocne wejście, a w tle fortepian oraz przejrzyste, przestrzenne brzmienia klawiszy, dalej zaś napotkamy i dużo "orkiestry" i znów fortepian i ostre gitary i zmiany tempa i te grane na przemian przez Romeo oraz Pinnelle sola i podniosłe, chóralne zakończenie i ....to już wszystko ?! No niestety tak bo chciałoby się więcej i więcej, a tu zapada cisza. Ponad godzina muzyki upłynęła nam dość niepostrzeżenie. Niemniej to nie koniec recenzji. Wypada przecież nadmienić o świetnym wykonawstwie, o znakomitym warsztacie każdego z instrumentalistów ze wskazaniem na mającego już ugruntowaną pozycję wirtuoza Michaela Romeo. Wypada też zastanowić się nad oceną końcową. Niewątpliwie The New Mythology Suit to wydawnictwo bardzo dobre, ale czy tylko bardzo dobre czy może coś więcej ? Niektóre zachodnie recenzje wspominają wręcz o arcydziele - hm... Felix chodzi sobie dostojnie po dachu okienka niniejszego textu, a ja głowię się i głowię. No bo tyle plusów po stronie ostatniej propozycji Symphony X... Weźmy ten świetny styl, który zapewne jest mozaiką składającą ze znanych już dobrze elementów, niemniej mozaiką ułożoną z artystycznym talentem. Weźmy klasę muzyków, weźmy dzisiejszą kondycję progmetalu... Chyba właśnie to ostatnie najwięcej mi pomoże - recenzowany album to na razie drugie miejsce w moim prywatnym rankingu tegorocznych progmetalowych wydawnictw - za Disconnected Fates Warning. Na swoją kolej czekają jeszcze Pain Of Salvation tudzież Rhapsody, ale póki co fotel wicelidera okupuje Romeo i spółka. Wychodzi więc ósemka i to mocna. W porządku Felixie - już kończę i daję Ci jeść ;-)