Wiem, że wielu słuchaczy podchodzi z dużym dystansem do takich wydawnictw. Że to taka zapchajdziura w dyskografii, dopełnienie kontraktu albo wyciągnięcie ostatniego grosza od wiernych fanów. I pewnie w paru przypadkach tak było, jednak Soen z przerabiania swojego materiału na nieco symfoniczną modłę wyszedł obronną ręką. Ale po kolei.
Po pierwsze – to kolejne muzyczne dziecko pandemicznych czasów. Troszkę takich materiałów w stylu „na żywo, ale w studio” w ostatnich latach powstało. Po drugie – tak, praktycznie nie ma tu premierowego materiału. Muzycy dokonują swoistej reinterpretacji dwunastu autorskich kompozycji odczytując je na nowo wraz z ośmioosobowym składem symfoników „uzbrojonych” w skrzypce, altówki, wiolonczelę czy pianino. Pomysł nienowy, niemniej w ich prezentacji wypadający przekonująco.
Bo Soen to kapela grająca ciężko i progmetalowo. Zespół, w którym - nomen omen – pierwsze skrzypce grają mocarne, selektywne, poszatkowane niekiedy, matematycznie gitarowe riffy. Ale to też grupa skrywająca w swoich kompozycjach niezwykle piękną, niekiedy nostalgiczną i melancholijną melodyjność. I tu urok tych melodii został wypuszczony na pierwszy plan. Żeby była jasność, zespół dalej gra tu „elektrycznie”. Nie ma tu żadnego (no prawie żadnego) „akustycznego ciumkania”. Jest solidna sekcja rytmiczna ale i gitary. Te jednak złagodzone i nieco schowane, by dać pole do popisu symfonikom. Grupa faktycznie przearanżowała wiele kompozycji, w których urzekają przecudne, jesienne formy pianina, czy smyczkowe tła, które czasami wygrywają melodyczne figury nieobecne w wersjach oryginalnych. Dobór kompozycji jest zaiste wyborny - sam szukając najbardziej przebojowych i zapamiętywalnych ich utworów nie wybrałbym lepiej. A do tego artyści serwują… dwie wisienki na torcie. Pierwszą z nich jest zupełnie premierowy utwór Trials, specjalnie przygotowany na to wydawnictwo i idealnie zintegrowany z całością. Swoją drogą, jestem niezwykle ciekawy, czy muzycy zdecydują się kiedyś na reinterpretację tej kompozycji, tylko że „w drugą stronę” – z wersji symfonicznej na metalową. Druga wisienką jest cover Snuff, czyli numeru… Slipknota. Spokojnie, każdy kto zna twórczość szaleńców z Iowa wie, że to kompozycja delikatna jak baranek, zatem wielkiej rewolucji tu nie dostaniemy, ale pomysł godny jest zauważenia.
Recenzowany materiał przygotowany został w formacie CD + DVD z dokładnie tym samym, 80-minutowym materiałem muzycznym na obu płytach. Na tej drugiej wszak mamy wszystko ubrane w obraz. Rzecz nieprzypadkowo zatytułowano Atlantis, bowiem występ nakręcono i nagrano 10 grudnia 2021 roku w słynnym sztokholmskim studiu Atlantis Grammofon, które w czasach II wojny światowej było kinem, a później Metronome Studio, w którym nagrywali między innymi Quincy Jones, Lenny Kravitz, Green Day ale przede wszystkim Abba, której legenda i pierwsze płyty zrodziły się właśnie w tym miejscu. I tak, wszystkich muzyków, fakt że w dość statycznej formule, możemy zobaczyć w jego wnętrzu, w którym na jednej ze ścian widnieje świecący niczym neon szyld Soen. Powolne ujęcia i najazdy pozwalają cieszyć się oglądaniem precyzyjnej gry muzyków. Fajnie też wypada wokalista Joel Ekelöf, który siedząc, musi - tak naprawdę - wyładować całą swą ekspresję, poprzez emocjonalną mimikę twarzy. I to też dodaje pewnej dramaturgii temu występowi.
Gwoli pewnej ścisłości warto dodać, że Blu-ray zawiera dodatkowo 25-minutowy materiał filmowy Insights Into Atlantis złożony z ekskluzywnego wywiadu z całym zespołem i z materiałami „zza kulis”.