Podróż dookoła Słońca.
Odcinek dwudziesty pierwszy.
Ta płyta mówi co można zrobić z muzyką Grateful Dead, ba co można zrobić z jednym utworem grupy Grateful Dead. Ponad sto fragmentów wersji „Dark Star” znalazło się na albumie „Grayfolded” zmiksowanym przez Johna Oswalda. Płyta wydana w 1994 roku zawiera jeden ciągły kawałek muzyki (na dwóch CD) składający się na numer „Dark Star”. Mogą to być dwie sekundy jednej wersji, dwanaście sekund tylko jednego instrumentu wyodrębnionego z całości lub np. siedem nieprzerwanych minut jeszcze innej wersji. No i do tego wszystko to jest pomieszane z różnych lat. I tak bas Phila Lesha z 1971 roku połączony z gitarą Garcii z 1990 roku i dodana do tego perkusja Kreutzmanna z 1991 roku. Wszystko to jest ładnie graficznie opisane we wkładce płyty. Jednym z najfajniejszych momentów jest, np. fragment solówki Garcii z 1970 roku doskonale uzupełniony kawałkiem z 1991 roku. I taka to jest płyta.
John Oswald zajął się tym tematem po rozmowie z Leshem, który zasugerował mu odkrycie na nowo nowych przestrzeni w i tak już kosmicznym numerze „Dark Star”. Oswald, kanadyjski kompozytor, twórca kolaży artystycznych niewiele wiedział o muzyce Grateful Dead. „To było cholernie ekscytujące. Dostałem dojście do mnóstwa kilometrów taśm z koncertów grupy. Z nich skompilowałem to co słyszycie na „Grayfolded”. Zespół był zadowolony. Dla mnie cały ten proces jest fascynującym badaniem. Dla niewyszkolonego ucha przeciętna wersja „Dark Star” brzmi tak: „deedle deedle noodle noodle wanky wanky crash boom dum dum/space rock/ taniec psychodeliczny/ przestrzeń kosmiczna.”
No, Ok. A jak to się rozwija naprawdę.
„Dark Star” rozpoczął się jako niespełna trzyminutowy singiel. Intro, zwrotka, refren, zwrotka i tak było pod koniec 1967 roku. Rok 1968 przyniósł już prawie dziesięciominutową wersję. Spowolnioną lekko, z prostymi akordami Weira i powoli rozwijającą się solówką Garcii. W kolejnym roku Tom Constanten zamienił się z Pigpenem na organach co wprowadziło pewne urozmaicenia w brzmieniu tego instrumentu. Pomimo, że główna linia to sześć tych samych nut powtarzanych przez około dwanaście minut. Również otworzyli się perkusiści. Wcześniej utrzymywali stały impuls tak teraz powoli odjeżdżali w swoją stronę. No i gra Jerry’ego osiągająca apogeum wrażliwości. W 1971 roku zespół opuszcza Constanten oraz Hart. W okrojonym składzie Pigpen powraca do pierwotnego stanu i nie dodaje ryzykownych rzeczy do swojej gry. Improwizacyjne grupa kieruje się powoli w stronę jazzu ale dopiero w kolejnym roku gdy dołącza Godchaux, mamy pełny zwrot w stronę jazzowej improwizacji. To w 1972 roku możesz usłyszeć bez zakłóceń co Garcia/Weir/Lesh zrobili z „Dark Star”. Geniusz improwizacji współpracujący z odlotowym akustycznym fortepianem, do tego dodany skromny ale jakże intensywny beat perkusji tworzy jedną z najlepszych wersji tego numeru. W latach 1972-1974 „Dark Star” podążyło nową ścieżką osiągając kosmiczne przestrzenie do których nikt wcześniej nie dotarł.
- otwarcie riffu (radość i aplauz widowni)
- mierzenie i szukanie nastrojów. To jak chodzenie po lesie i szukanie ścieżki, którędy pójść?
- droga otwarta. Jerry przecina dźwięki znajdując drogę i podążając nią przed siebie, do tego dołącza się niespokojny Kreutzmann
- nadszedł czas aby zejść na ziemię i podstawowy riff powraca
- Garcia podchodzi do mikrofonu i śpiewa „Daaaark Staaaar Crashes…”
- a potem rozpęta się piekło. Dostajemy za każdym razem inne pomysły rozwijające się i podążające w dal. Pomysły są obfite aż w końcu doprowadzają do wybuchu.
W takiej formie Oswald stworzył nam na „Grayfolded” jedyną i niepowtarzalną wersję „Dark Star”, która niczym magiczny grzyb o innym kolorze wypełniła ponad sto minut muzyki i podążyła w nieznane lądy nowych dźwięków.