Możesz się drapać w głowę i zastanawiać, jak taki zespół jak Chicago mógłby kiedykolwiek zostać uznany za Mistrza Formy. W końcu grupa ta dała światu takie przeboje jak, „If You Leave Me Now” czy „Hard to Say I’m Sorry”. Wiesz, przeboje, które możesz usłyszeć w każdym markecie.
Ale był czas, kiedy zespół miał pełniejszą nazwę – Chicago Transit Authority – i dźwięk, który był prawie niezrównany w historii rocka, w momencie, gdy powstał ich debiutancki krążek.
Korzenie Chicago pochodzą z dwóch różnych linii działających w mieście, które dało nazwę grupie. Sekcja instrumentów dętych spełniająca rolę motoru w muzyce grupy to trzech muzyków, studentów na DePaul University, trębacz Lee Loughname, puzonista James Pankow i saksofonista Walter Parazaider. Kiedy trio zaczęło grać w klubach w mieście, natknęli się na rockowych i bluesowych muzyków, którzy stworzyli „drugą” stronę Chicago, a byli to głównie gitarzysta Terry Kath i perkusista Danny Seraphine. Na początku 1967 roku zespół był na miejscu i rozpoczął próby w piwnicy domu Parazaidera pod oryginalną nazwą „The Big Thing”.
Latem 1968 roku James William Guercio, producent i manager zespołu nadał tempo rozwojowi grupy.
Już wcześniej odniósł wielki sukces komercyjny dzięki zespołowi Blood, Sweat and Tears – był producentem ich debiutanckiego krążka. Dzięki temu udało mu się przekonać sceptycznie nastawionych przedstawicieli Columbia Records, by wydali podwójny album nieznanej dotąd grupy. Po zmianie nazwy, Chicago Transit Authority w niedługim czasie w styczniu 1969 roku dokonali nagrań na swój debiut. Utwory zawierały syntezę gitary elektrycznej oraz głęboko zakorzenione kompozycje bluesa i jazzu. Ta dzielna podróż do pierwotnego rocka i wolnych form jazzowych doprowadziła do wyjątkowych dźwięków, które świat usłyszał w kwietniu 1969 roku.
Warto przyjrzeć się wszystkim numerom zawartym na płycie.
„Introduction” to przede wszystkim wizytówka zespołu. Instrumentalny otwieracz z odrobiną surowego wokalu Roberta Lamma, który jest jednym z trzech wokalistów śpiewających w grupie. Wszyscy siedmioosobowi członkowie zespołu prezentują swoje mocne instrumentarium, i jest to jedna z niewielu piosenek, które zrobili w idealnym stylu łącząc jazz i rock. Po solidnym wokalu otrzymujemy pełen ekspresji dźwięk-pelerynę trąbek, puzonów i instrumentów drewnianych, a także najwyższy rytm grany przez Petera Ceterę i Seraphine’a. Ale prawdziwym zwycięzcą tego utworu jest Kath, którego gra to prawdziwy wynalazek i talent.Drugi utwór „Does Anybody Really Know What Time Is It?” to popowa piosenka, łatwo wpadająca w ucho i trzymająca fason nawet po pięćdziesięciu latach. Trójczęściowa orkiestra i grający na szybko fortepian ożywiają utwór a wokal Lamma znowu robi bardzo ciepłe wrażenie. „Kiedy pewnego dnia szedłem sobie ulicą/Śliczna dziewczyna spojrzała na mnie/I powiedziała, że jej brylantowy zegarek przestał działać… A ja rzekłem/Czy ktoś tu tak naprawdę wie, która jest godzina/Kogo tak naprawdę obchodzi czas/Jeśli tak, to nie mogę wyobrazić sobie dlaczego mamy tyle czasu na płacz”. „Beginnings” zaczyna się nieprzyzwoicie od akustycznego dźwięku i mocnego basu. Potem pojawia się orkiestra i już wiesz, że to Chicago. Osobiście uważam, że to ich arcydzieło. Ma pewne progresywne aspekty z dość miłym psychodelicznym podkładem wokalnym. Dostajemy tutaj potężny występ wszystkich zainteresowanych i jest to najlepsze co grupa ma do zaoferowania.
Drugą stronę albumu otwiera dobrze znany „Questions 67 & 68”, napisany przez Lamma. Tym razem w roli głównego wokalisty występuje Cetera. To kolejna piosenka o miłości, wydana została dodatkowo jako singiel. „Listen” zawiera najsilniejszą linię basu Cetery i charakterystyczne dźwięki gitary Katha. Kolejny dynamiczny numer, który opiera się na wręcz hard rockowej sekcji dętej świetnie współgrającej z luźno płynącym wokalem. „Poem 58” to piosenka w tym samym duchu, co „Beginnings”. To tutaj możesz znaleźć najbardziej imponujące dźwięki gitary i perkusji i to zmierzające we freak-jamowym korytarzu. To zabarwiony narkotykiem jam o epickiej długości, a gitara Katha robi się mroczna i trwa dość długo. Ostatecznie gdy pojawia się trzyczęściowa orkiestra, to wszystko staje się bardziej przeraźliwe i przerażające. To jedne z najbardziej dopracowanych brzmień, które zespół tutaj stworzył.
Jimi Hendrix mówił, że Terry Kath jest jego ulubionym gitarzystą, szczególnie gdy wysłuchał utworu „Free From Guitar”. Kompozycja Katha opiera się na wydobyciu różnych dźwięków ze swojej gitary, elektronicznych sztuczek, efektów zwrotnych i kaskady dźwięków aby uchwycić najwierniej otaczającą rzeczywistość miasta.
Kolejnym solidnym jammem jest numer „South California Purples”. To najbardziej psychodeliczny kawałek na płycie. Jest dość powolny i ma mocne instrumentalne brzmienie. Wpleciony w środek cytat z utworu „I Am The Walrus” jeszcze bardziej zbliża nastrój na halucynogenne ścieżki.
Cover grupy The Spencer Davis Group, „I’m A Man” to naprawdę solidna, oszałamiająca jazda w której rytm perkusji i basu kładzie prawdziwe akcenty a reszta ekipy swawolnie maszeruje po rowkach płyty.
Czwarta strona albumu jest najbardziej polityczna, ze względu na numery „Someday(August 29, 1969) i „Liberation”. Ale całość zaczyna się od krótkiego intro, „Prologue(August 29, 1968), w którym słyszymy skandowane przez protestujących przeciwko wojnie w Wietnamie hasło: „Cały świat na nas patrzy”.
Na zakończenie płyty dostajemy prawie szesnatominutowy, instrumentalny utwór „Liberation” o którym Lamm mówi, że został nagrany całkowicie na żywo. Intensywny i mocny jam, bardziej oparty został na rocku niż na jazzie. To wizytówka poszczególnych mocnych stron grupy. Po sekcji wprowadzającej, reflektory zwracają się w stronę Katha i jego sposobu gry na gitarze w długim obłędnym fragmencie, któremu towarzyszą groźne dźwięki organ. Sekcja dęta rozpaczliwie kręci hard rockowy taniec, a wszystko to kończy się perkusją Seraphina, wieńcząc całość awangardowymi odsłonami.
Debiutancka płyta Chicago Transit Authority jest nowatorskim albumem i słuchając jej (a znając kolejne płyty grupy) mogę śmiało określić, że zespół nigdy nie był tak nieprzewidywalny, tak żywy i namiętny jak tutaj.