Grupę Quicksilver Messenger Service zalicza się do czołowych przedstawicieli tzw. brzmienia San Francisco. To obok Grateful Dead i Jefferson Airplane święta trójca psychodelii Zachodniego Wybrzeża. To właśnie w San Francisco narodził się ten niepowtarzalny, wprowadzający w stan euforii koncertowy styl oparty w znacznej mierze na improwizowanych utworach, trwających czasami bardzo długo. Ale ten czas mija szybko, nie ma dłużyzn, jest za to niesamowita muzyka. Słuchając koncertowych nagrań grup z San Francisco zaczynamy czuć pewną niesamowitą atmosferę, uczestniczymy w tworzeniu muzyki rodzącej się na żywo, wręcz namacalnie czujemy te iskry wydobywające się z gitarowych uniesień i tylko żałujemy, dlaczego nas tam nie było?
Trzy płyty, wystarczą aby odjechać i zanurzyć się w brzmieniu San Francisco, to „Live Dead” zespołu Grateful Dead, „Happy Trails” Quicksilver Messenger Service oraz „Bless Its Pointed Little Head” grupy Jefferson Airplane.
Oczywiście zespoły te próbowały przenieść atmosferę nagrań koncertowych na swoje studyjne płyty. Najbardziej udało to się grupie Quicksilver Messenger Service. Łącząc instrumentalną wirtuozerię z folkowymi melodiami, pukającymi do bram jazzu, grupa stworzyła psychodelicznego rocka, który nigdy nie brzmiał bardziej niesamowicie. Debiutancki album zespołu został wydany w maju 1968 roku.
Niestety grupa w trakcie nagrywania płyty poniosła poważną stratę. Otóż założyciel zespołu Dino Valenti został aresztowany i uwięziony za posiadanie marihuany. Wokalista powrócił do zespołu dopiero w 1969 roku. Ale przebywając w więzieniu Valenti skomponował utwór „Dino’s Song”, który został umieszczony na debiucie grupy. To bardzo fajna popowa piosenka idealnie pasująca do klimatu albumu.
Płytę otwiera „Pride of Man” kompozycja ludowego artysty, Hamiltona Campa. Melodyjna gitara połączona z mocnym wokalem tryska energią, a jak wchodzi pikantne mariachi, to całość stanowi zabójczą psychodeliczną melodię. Ta sekcja trąbki jest tak wpasowana, że tworzy jedno z najważniejszych wydarzeń z końca lat sześćdziesiątych. Dwóch gitarzystów w zespole nie sposób nie zauważyć. Instrumentalny utwór „Gold and Silver” ukazuje nam pracę Cippoliny i Duncana, którzy tworzą psychodeliczne solówki przy akompaniamencie fortepianu, czując ten free jazzowy feeling inspirowany sambą. Bardzo atmosferyczne nagranie oddające klimat występów na żywo.
„It’s Been Too Long” to kolejna piosenka trzymająca psychodeliczny feeling, to kolejny utwór ukazujący jak sprawni warsztatowo są muzycy Quicksilver Messenger Service.
Senna atmosfera ostatniego numeru na płycie „The Fool” zabierze cię w podróż z dołu do góry i dookoła, a gdy wchodzi wokal, to sen rozszerza się w większą strukturę, choć nigdy nie wiesz dokąd zmierza. „The Fool” zaczyna się od dźwięków pojedynczej gitary, a ostatecznie perkusja i reszta zespołu powoli się wsuwają, delikatnie wypuszczając i robiąc miejsce dla pracy Cippoliny. Tu otwierają się wrota zielonych pejzaży, spokojnie oddaj się nastrojowi, weźmie cię daleko i nie porzuci, tylko utuli i poszerzy horyzonty świadomości. Wyznaczy tą długą białą ścieżkę zmierzającą ku wolności.
Grupa Quicksilver Messenger Service była bardzo wpływowa na scenie San Francisco w połowie lat sześćdziesiątych, co wyraźnie słychać w ich muzyce. Polecam ich dokonania wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy lubią jamowe granie.