Mods – subkultura młodzieżowa powstała w Wielkiej Brytanii z początkiem lat 60-tych. Głównie wywodzili się ze środowisk robotniczych, charakteryzowali się niechęcią do edukacji, ubierali się z pedantyczną starannością, zainteresowaniem najnowszymi trendami mody oraz muzyką nowoczesną (i tłukli się z rockersami – przyp.redakcji). Głównym zespołem kojarzonym z subkulturą mods jest The Who, ale byli też inni reprezentanci tego trendu.
Steve Marriott, Ronnie Lane, Kenny Jones i Ian McLagan założyli w 1965 roku grupę Small Faces jeden z moich ulubionych zespołów w historii muzyki.
Tych czterech chłopców na początku swojej kariery muzycznej grało klasykę rhythm & bluesa oraz standardy soulowe. Były to wykonania pełne dynamicznej, młodzieńczej energii utworów Jamesa Browna , Otisa Reddinga czy Bena E. Kinga. Trzy pierwsze płyty zawierają mnóstwo świetnej muzyki utrzymanej w klimatach rockowych z domieszką bluesa i soulu. Charakterystyczny pełen ekspresji wokal Steve’a Marriotta wyróżniał Small Faces na tle innych zespołów z połowy lat 60-tych. Warto posłuchać z pierwszej płyty zespołu z 1966 roku utworu „I Need Loving” (to jest pierwowzór „Wholla Lotta Love”) , czy wielkiego przeboju „Whatcha Gonna Do About It?”. Robert Plant nie ukrywał jak wysoko ceni wokal Steve’a o czym nie raz wspominał w wywiadach.
Lato Miłości które zawładnęło światem doprowadziło również do zmian w muzyce. Psychodeliczna era Wodnika pełna radości i kolorowych barw, stworzyła kalejdoskop dźwięków, jaki wcześniej nie miał miejsca na scenie muzycznej.
Czwarty album Small Faces nagrany w 1968 roku właśnie jest takim kalejdoskopem.
„Ogden’s Nut Gone Flake” podzielona została na dwie części. Pierwsza strona płyty zawiera melodyjne, pełne ekspresji podbarwione psychodelicznym sosem piosenki, ze świetnym „Lazy Sunday” na czele. Natomiast druga część płyty układa się w concept: baśń zainspirowaną marzeniami narkotycznymi. Jej bohaterem jest chłopiec , który wyrusza na poszukiwanie zaginionej części księżyca a znajduje niespodziewanie krainę szczęścia – Happydaystoytown. Wprowadzeniem do każdej z piosenek są krótkie aktorskie monologi Stanleya Unwina. Cała płyta utrzymana jest w klimacie psychodelii, a utwory zachwycają bogactwem pomysłów oraz różnorodnością. Mamy tutaj to, co w muzyce młodzieżowej lat sześćdziesiątych było najbardziej wartościowe. Tygiel muzyczny, czyli okruchy muzyki dawnej, frywolne przeboje teatrzyków wodewilowych, rhtythm’n’blues, soul oraz utwory w klimacie Sierżanta Pieprza, a to wszystko zagrane bardzo dynamicznie. Dodajmy do tego wspaniały głos Marriotta, oraz wyśmienitą grę pozostałych muzyków a dostaniemy jedną z najbardziej uroczych płyt lat sześćdziesiątych.
Niestety po jej nagraniu Marriott odszedł z zespołu i założył wraz z Peterem Framptonem hard rockowy Humble Pie następnie nagrał parę solowych płyt. 20.IV.1991 roku ten wielki muzyk zginął w pożarze swojej rezydencji w Arkesden.
Pozostali muzycy kontynuowali swoją karierę muzyczną w zespole Faces, gdzie wokalistą był Rod Stewart, niestety na początku lat osiemdziesiątych Ronnie Lane zapadł na nieuleczalną chorobę – stwardnienie rozsiane. W 1986 roku kilku kumpli Ronniego m.in. Eric Clapton, Jimi Page, Jeff Beck, Steve Winwood i Joe Cocker występowało z cyklem koncertów, z których dochód przeznaczono na rzecz walki z tą chorobą.
Ronnie Lane zmarł w wieku 51 lat 4 kwietnia 1997 roku. Natomiast w grudniu 2014 roku na zawał serca zmarł trzeci z muzyków tej legendarnej formacji Ian McLagan.
Pozostały nam płyty zespołu pełnego nadziei życia, energii i młodości, bijącej z każdej nuty tej jakże fajnej muzyki.