Podróż dookoła Słońca.
Część czternasta.
„Go to Heaven” zawiera pierwsze piosenki napisane przez nowego muzyka grupy, Brenta Mydlanda dla Grateful Dead – „Far From Me” i „Easy to Love You”. Jest to też pierwszy album nagrany przez zespół z nim jako nowym klawiszowcem. Dotychczasowy muzyk grający na tej pozycji Keith Godchaux odszedł od zespołu w lutym 1979 roku z powodu kłopotów z alkoholem i narkotykami, również jego żona Donna pożegnała się z grupą niszcząc sobie struny głosowe podczas forsownych tournee.
Płyta została wydana w kwietniu 1980 roku i zawiera muzykę przyjemną w odbiorze. Konsekwentnie rozwijany jest styl grupy z poprzednich płyt i słychać już tutaj wielkie doświadczenie w pracy studio, ale też poniekąd można zauważyć, że najważniejsze dla zespołu stają się występy na żywo. A że mają one niezaprzeczalny urok to nie ma co do tego żadnej wątpliwości. Oczywiście jest duża różnica między pierwszymi pozycjami grupy a płytami z lat 80-tych. Jednak na koncertach został zachowany duch psychodelicznej podróży choćby za sprawą niezliczonych improwizacji a także sekwencji zatytułowanych „space”. A Brent Mydland swój pierwszy występ jako pełnoprawny muzyk zespołu Grateful Dead odbył 22 kwietnia 1979 roku. Płyta „Go To Heaven”, jak wcześniej wspomniałem, zawiera jego numery . Oba utrzymane w klimacie balladowo rockowym i są to bardzo fajne kompozycje, świetnie pasujące do klimatu nagrań grupy. Płytę otwiera prawdziwie rockowa „Alabama Getaway”, która podobnie jak „Feel Like A Stranger” brzmi bardzo świeżo. Wspaniałym utworem jest „Althea” powoli sunąca się niczym jazda po pustynnych bezdrożach w zachodzącym słońcu. Śpiewana przez Jerry’ego z delikatną solówką gitarową zabiera nas w podróż, bez pytań, czy chcesz jechać? Nie ma wyboru, piękny utwór. Bob Weir wraz ze swoim nadwornym pisarzem Johnem Barlowem również napisał bardzo dobre utwory. Połączone w jedną całość „Lost Sailor” oraz „Saint Of Circumstance” wyprowadzają nasze zmysły słuchowe w przestrzeń kosmiczną, a zarazem sielankowy odpoczynek nad brzegiem nieskończenie błękitnej wody. I pomyśl jak dziwnie! Ktoś wstaje i kroczy po wodzie. „Easy to Love You” to miłosna piosenka pełna liryzmu ukołysanych zielonych paproci. A płytę kończy znany z lat 60-tych standard „Don’t Ease Me In”. Ta pełna dynamizmu i wesołości piosenka bardzo optymistycznie wprowadza grupę w lata 80-te.
O dziwo płyta „Go To Heaven” została przyjęta dość krytycznie przez część fanów grupy. Naprawdę można się temu dziwić. Według mnie to jest bardzo dobra płyta zawierająca ekspresyjną i bardzo żywą muzykę. Melodie wpadają w ucho, a wszystkie numery z tego albumu były grane na koncertach. Zespół poradził sobie wyśmienicie z pewną stagnacją jaka panowała na rynku muzycznym z początku lat 80-tych w Ameryce i nagrał znowu płytę, którą ja mogę słuchać bez końca.