Kończąc swój trzeci album utworem „Restless Farewell”, Dylan żegna się z pisanymi przez siebie protest songami, żegna się z pisanymi piosenkami utrzymanymi w typowo folkowej konwencji. Odejście Dylana od protest songów przypisuje się powszechnie wydarzeniu z listopada 1963 roku. Wtedy to ginie z ręki zamachowca prezydent John F. Kennedy i jest to wydarzenie, które mocno odbija się na Dylanie. „Gdy dzień po zamachu grałem koncert w Nowym Jorku poczułem, że „The Times They Are A-Changin’” nie nadaje się na dzień po zamachu. Nie mogłem zrozumieć dlaczego w ogóle ją napisałem”. Być może Dylan uświadomił sobie, że ta piosenka, choć jeszcze nie wydana, stała się już zbędna. Rzeczywistość przerosła go, i tak byłoby zawsze, gdyby pisał dalej piosenki publicystyczne. Całkowite wyparcie się tego rodzaju twórczości zajęło Dylanowi prawie rok. Przez ten czas nastąpił zwrot w stronę twórczości poetyckiej. A tak zareagował autor na zabójstwo prezydenta: „Barwy piątku były wyblakłe/gdy dzwony katedry łagodnie płonęły/bijąc dla szlachetnych/bijąc dla dobrych/bijąc dla kalekich/bijąc dla niewidomych”. Kiedy tak próbował wyrazić chaos swoich myśli i uczuć, tworzył początki nowej formy piosenek – ciąg obrazów, które połączone ze sobą miały ułożyć się w „Chimes of Freedom”, „Gates of Eden” czy „Mr. Tambourine Man”. Ambicje Dylana jako poety i prozaika zyskały wiele, kiedy pod koniec grudnia 1963 roku spotkał sławnego poetę beat generation, Allena Ginsberga.
„W majestatycznej dzikiej ciszy deszcz zaczął snuć opowieści/ Dla obnażonych kształtów bez twarzy i znaczenia/ Bijąc dla języków, których nie ma kto słuchać/ Dla wszystkich załamanych w z góry przesądzonym położeniu/ Dla skrzywionej samotnej matki, dla zawiedzionej prostytutki/ Dla wyjętych spod prawa, w kajdany zakutych i przez prawo oszukanych/ Wpatrywaliśmy się w ogniste błyski wolności”. (Chimes Of Freedom)
Już tych kilka wersów ukazuje nam Dylana jako surrealistycznego poetę, pełnego liryzmu, mającego swego rodzaju rozstrojenie zmysłów, co umożliwia mu poznanie nieznanego.
Na swoim czwartym albumie zatytułowanym „Another Side of Bob Dylan” muzyk posadził nasiona, które mając podatny grunt, powoli przygotowują się do wzrostu. To możemy zaobserwować i na kolejnych płytach.
Czwarty album ukazał się w sierpniu 1964 roku i jest to ostatnia płyta nagrana solo przez Dylana. Zwróćcie uwagę na jego wokal. To już jest melodyjny, dźwięczny i dojrzały głos, który z klasą interpretuje swoje teksty. „Chimes of Freedom” stanowi odbicie ważnej zmiany, jaka zaszła w sposobie widzenia świata przez Dylana, a rezultatem tego były prawdziwe poetyckie piosenki, pisane przez niego w następnych miesiącach. W trakcie pisania tekstów do czwartej płyty nastąpiło jeszcze jedno wydarzenie, które zdominowało nastrój lp. Otóż Dylan mając romans z Joan Baez, postanowił jednak wrócić do swojej pierwszej miłości, Suzy Rotolo. Jednak bardzo znerwicowana i przygnębiona Suzy nie mogła już znieść jego podwójnej moralności. Kłótnia Dylana z siostrą Suzy, Carlą doprowadziła do zerwania tego związku, choć Dylan próbował rozpaczliwie doprowadzić do zgody.
Na płycie zawarł pełen zakres emocji. Jest czas aby błagać i prosić („Noc taka czarna, spraw by nabrała kolorów moja blada twarz/Wiem, że jesteś obok, ale nie wiem gdzie”), czas na opłakiwanie (Ramono, zbliż się, spokojnie zamknij wilgotne oczy/Przestanie gnębić cię smutek i poczujesz się lepiej/ Bo kwiaty tego miasta choć tak żywe/ Czasami bywają śmiertelne”), czas na porzucenie („Choć całowaliśmy się przez całą gorącą noc/Mówiła, że nigdy nie zapomni/Lecz teraz choć nastał dzień, w duszy mam mrok/Bo ona traktuje mnie jakby mnie nie znała”), czas na wspomnienie („Kochałem kiedyś dziewczynę o brązowej skórze/Z niewinnością baranka była łagodna jak łania/Z dumą zabiegałem o jej miłość/A teraz już jej nie ma, odeszła jak czas miniony”) i czas na zabawę („Nie zamierzam z tobą walczyć, ścigać się/Ani ci zaprzeczać, opierać się, patrzeć prosto w twarz/Wszystko czego teraz chcę to zaprzyjaźnić się z tobą”).
Teksty Dylana są bezpośrednie, szczere, na tyle ludzkie by odnaleźć w nich siebie.
Ale czasy się zmieniają. W lutym 1964 roku do Ameryki zawitał zespół The Beatles i od tej pory wszystko stało się inne. Pewne jest, że to nowe musiało dotknąć też Dylana u którego rodziło się widmo elektryczności.