ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jethro Tull ─ The Broadsword And The Beast w serwisie ArtRock.pl

Jethro Tull — The Broadsword And The Beast

 
wydawnictwo: Chrysalis Records 1982
 
Side one - Beastie
"Beastie" – 3:58
"Clasp" – 4:18
"Fallen On Hard Times" – 3:13
"Flying Colours" – 4:39
"Slow Marching Band" – 3:40
Side two - Broadsword
"Broadsword" – 5:03
"Pussy Willow" – 3:55
"Watching Me Watching You" – 3:41
"Seal Driver" – 5:10
"Cheerio" – 1:09
 
Całkowity czas: 38:49
skład:
Ian Anderson - vocals, flute, Fairlight CMI, acoustic guitar; Martin Barre - electric & acoustic guitars; Dave Pegg - bass guitar, mandolin, vocals; Peter Vettese - keyboards, piano, synthesiser, vocals; Gerry Conway - drums and percussion
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,16
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,24
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,15
Arcydzieło.
,8

Łącznie 65, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
21.02.2014
(Recenzent)

Jethro Tull — The Broadsword And The Beast

Piątek z Agronomem – odcinek XVII.

Po zakończeniu trasy promującej album „A” (udokumentowanej koncertowym filmem „Slipstream”) Eddie Jobson i Mark Craney podziękowali Ianowi za współpracę i zajęli się swoimi sprawami. Szef Jethro Tull najpierw próbował ściągnąć z powrotem Johna Evana i/lub Davida Palmera, ci jednak grzecznie odmówili (częściowo z uwagi na założenie własnej grupy Tallis, częściowo z uwagi na okoliczności, w jakich z Jethro się rozstali). Ostatecznie to Ian zaczął obsługiwać instrumenty klawiszowe, za perkusją usiadł zaś muzyk Fairport Convention i Steeleye Span, Gerry Conway. Jednak sesje nagraniowe okazały się ostatecznie bezowocne, Ian nie był zadowolony z kształtu nowych utworów, ciągle szukał tez kogoś, kto na stałe zająłby się instrumentami klawiszowymi. Na ogłoszenie w „Melody Makerze” odpowiedziało kilku muzyków; Ian wybrał ostatecznie kamrata ze Szkocji, jazzrockowego pianistę Petera-Johna Vettese’a (*15 sierpnia 1956), o czym w sporej mierze zadecydował fakt, że spośród kandydatów Vettese był najbardziej za pan brat z wszelkiej maści syntezatorami. Kolejne sesje, jakie odbyły się na przełomie 1981 i 1982 znów w Fulham, okazały się bardzo owocne i już 10 kwietnia 1982 płyta „The Broadsword And The Beast” trafiła na rynek.

Z perspektywy ponad 30 lat trudno uniknąć wrażenia, że nie do końca udany album „A” to taki szkicownik, zbiór pomysłów, brzmień i koncepcji, które dopiero właśnie na „Broadsword” Ianowi udało się zrealizować we właściwym kształcie. Anderson kontynuuje tu swój flirt z elektroniką (w dużej mierze z pomocą Vettese’a – jak głosi komentarz na okładce płyty, miał on pewien udział w komponowaniu nowych utworów, co jak na Jethro Tull – pomijając rzecz jasna „This Was” – było czymś prawie niespotykanym), syntezatory jednak nie są tu obcym, chwilami na siłę doklejanym bytem, jak to często na „A” bywało – tutaj udało się je ciekawie zgrać z typowo jethrowym brzmieniem, dopasować do nowych utworów, w efekcie czego uzyskaliśmy interesujące odświeżenie muzyki Jethro Tull, przeniesienie jej na nowy grunt, wprowadzenie w nową muzyczną dekadę.

Tą nową dekadę słychać już choćby w otwierającym całość „Beastie”: sporo tu z nowej fali, brzmienie całości jest dość oszczędne, ciekawie dopełniają je syntezatorowe zawijasy i tła brzmieniowe, do tego Barre jakby zaczął zdradzać pewne zainteresowanie stylem Marka Knopflera (co miało mu zresztą pozostać na dłużej). Bliżej tradycyjnego Jethro lokuje się “Clasp”: co nieco zmian rytmu i nastroju, podniosłe klawiszowe fanfary, a w tym wszystkim sporo z dawnego ducha zespołu, nie tylko za sprawą tych typowo tullowych niby-renesansowych galopad. Podobnie wypada energiczne, tętniące życiem „Flying Colors”, dynamiczne, czadowe, pełne gitarowych i klawiszowych duetów i popisów. Stronę A bardzo efektownie wieńczy „Slow Marching Band”: rozpoczyna się łagodnie, delikatnie, od gitarowo-fletowego duetu, potem robi się z tego dość klasyczna w formie fortepianowa ballada, a wreszcie całość stopniowo przechodzi w fajną rockową kompozycję. Gdzieś między tymi utworami jest jeszcze „Fallen On Hard Times”: spokojne, łagodne, niespieszne, z bajkowo brzmiącym fletem i całkiem ładnie zachowanym klimatem lasów i wrzosowisk dawnej Szkocji…

Drugą stronę otwiera majestatyczny „Broadsword”, z pięknie uzupełniającymi się gitarami i syntezatorami, podniosłym nastrojem i nadającą całości tyleż mocy, co odpowiedniego szwungu sekcją rytmiczną (swoją drogą sekcja Pegg-Conway niewiele ustępowała klasycznej parze Glascock-Barlow – może tylko ciut brakuje Gerry’emu takiej wyobraźni, jaką miał Barriemore). „Pussy Willow” bardzo ciekawie przeplata ze sobą spokojniejszą, dość podniosłą, tradycyjną, bardzo jethrotullową zwrotkę z dynamicznym, zdecydowanie ejtisowym w klimacie (tu miga nowa fala w partiach klawiszy i rytmice, tam Barre znów zapatruje się co nieco na Knopflera) refrenem. Przesycone elektroniką do oporu „Watching You Watching Me” jest zdecydowanie najbardziej nowoczesne na całej płycie, jest to też bodaj jedyny utwór z tego zestawu, w którym elektronika zdecydowanie wieje stechnicyzowanym chłodem – w innych utworach te klawiszowe partie wypadają całkiem ciepło, natomiast „Watching” jest wręcz ostentacyjnie nowoczesne, futurystyczne, nawet bardzo tradycyjne partie fletu niewiele pomagają… „Seal Driver” ma dość luźną, nieco kolażową konstrukcję: znów jest tu sporo syntezatorów, ale też ciągle zmienia się nastrój, a Barre czaruje typowymi dla siebie, ekspresyjnymi solówkami. No i na koniec doskonale znany słuchaczom Trójki drobiażdżek „Cheerio”.

Płytę przyjęto całkiem nieźle, sprzedawała się też przyzwoicie. Zespół wyruszył więc w kolejną trasę, po raz ostatni z efektownymi dekoracjami (a la statek Wikingów) i niby-średniowiecznymi kostiumami, już bez Conwaya (który uznał, że jednak nie jest godny, by zastąpić Barriego Barlowa); najpierw okazyjnie za bębnami zasiadł Phil Collins, potem w amerykańskiej części trasy znany ze współpracy z Camel i 10cc Paul Burgess, wreszcie Amerykanin Doane Perry (*16 czerwca 1954). Tymczasem Ianowi ciągle nie przeszła ochota na nagranie solowego albumu. Co było dalej – o tym opowiem za tydzień.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.