Długo kazał czekać fanom na swoją nową płytę zasłużony dla progresywnego rocka Pallas. Od ostatniego studyjnego krążka The Dreams Of Men upłynęło wszak sześć lat. W tym czasie polscy miłośnicy grupy mieli okazję zobaczyć formację po raz pierwszy w naszym kraju (występ z 31 października 2007 roku w katowickim Teatrze Śląskim) a potem cieszyć się zarejestrowanym podczas tego koncertu DVD, Moment To Moment.
Sporo się zmieniło w ich obozie. Nie ma już śpiewającego na ostatnich krążkach, dysponującego oryginalnym i charakterystycznym głosem, Alana Reeda. Ponadto grupa nie jest już w szeregach niemieckiej Inside Out, wydającej ich ostatnie studyjne dokonania. Zmiany widać też – niestety – po wyjątkowo nieudanej, mało finezyjnej, okładce.
Najważniejsza jednak zawsze jest muzyka. Jak ona się broni? Nieszczególnie. Płyta XXV, o wiele mówiącym „jubileuszowym” tytule, miała w swoim założeniu nawiązywać do klasycznej płyty formacji The Sentinel. Niestety, wiele jej do tego krążka brakuje, podobnie jak do ostatnich, bardzo udanych dokonań w postaci The Cross And The Crucible i wspomnianego The Dreams Of Men. Album jest przede wszystkim nierówny i mało wyrazisty. Dobre kompozycje przeplatają się na nim z zupełnie nijakimi. Taki jest otwierający całość Falling Down, mocny, z lekko stadionowym refrenem, i następujący po nim progmetalowy i agresywny zarazem Crash And Burn. Trzeba przyznać, że trochę kiepsko panowie dobrali kawałki rozpoczynające album. Mogą one raczej skutecznie zniechęcić do dalszego słuchania, niż zareklamować dalsze muzyczne wydarzenia (z drugiej strony, podobny w wyrazie jest także przekombinowany, siódmy w zestawie, Young God). Na szczęście zaraz po nich przychodzi kilka minut oddechu w postaci klimatycznego, nastrojowego i delikatnie ambientowego Something In The Deep. Monster powraca do cięższego brzmienia. Tu jednak wszystko jest lepiej poukładane łącznie z niezłą melodią, która zazwyczaj była silną stroną formacji. Kompozycja ma zwartą formę opartą na zapamiętywalnym riffie i ciekawe gitarowe solo pod koniec numeru. Obronić się także może pierwsza część kompozycji tytułowej, wielowątkowa, z fajnie zaśpiewanym refrenem, jednak krótki Sacrifice, zbudowany na hardrockowym riffie, średnio pasuje do całości albumu. Dwuminutowa miniatura Blackwood jest tak naprawdę wprowadzeniem do najciekawszego fragmentu albumu - ładnej ballady Violet Sky, z jesiennym klawiszowym tematem - i drugiej części XXV, wzniosłej, patetycznej, kontynuującej wątki z części pierwszej.
Nie wyszła ta płyta Pallasowi. Paulowi Mackiemu sporo brakuje do klasy Reeda a ciekawych muzycznych i melodycznych tematów jest jak na lekarstwo. Najbardziej zagorzali fani formacji (bo to głównie chyba do nich trafi ten album) mogą na szczęście zaopatrzyć się w specjalną edycję płyty zawierającą dodatkowy dysk DVD z filmem z występu kapeli podczas ubiegłorocznej edycji festiwalu Night of the Prog w Loreley.