Zespół Pallas pamiętam z dwóch świetnych albumów z lat 80-tych: The Sentinel oraz The Wedge. Jakaż była moja radość kiedy usłyszałem, że planują wydać kolejny krążek po tak długim milczeniu! A na vocalu wciąż wspaniały Alan Reed! No ale dość egzaltacji - nawet Reed nie uratuje słabej muzycznie płyty czego dowód może stanowić projekt Clive'a Nolana - Strangers On A Train (gdzie śpiewa też Tracy Hitchings)...Nie uratował wtedy i .....ale wstrzymajmy się jeszcze
z wydawaniem końcowego osądu.
Skład grupy okazuje się zadziwiająco stabilny - obok Reeda (który na The Wedge zastąpił Euana Lowsona) - mamy wciąż Greame'a Murraya, Nialla Mathewsona i Ronnie Browna - zmiana nastapiła natomiast na perkusji - w miejsce Dereka Formana, jednego z założycieli zespołu, wszedł Colin Fraser. Album zaczyna się bardzo dobrze - Call To Arms posiada szybkie i mocne wejście, a i później interesująco się rozwija - krążki Pallas słyną zresztą z obiecujących początków. Dalej mamy kompozycję tytułową - jest to sumie blisko 10 min. rzetelnego, tradycyjnego brytprogu, niemniej dość słaba i jakby wyświechtana melodia refrenu psuje nieco obraz całości. Hide & Seek to zgrabna piosenka i nic więcej. Przechodzimy do Insomniac - niezwykle kontrastowy to utwór - fragmenty klimatyczne sąsiadują tu z dość wymęczonymi rozwiązaniami melodycznymi - frapująca zaiste mieszanka. All Or Nothing - kolejna piosenka, której refren na dodatek natrętnie kojarzy mi się z jednym z dokonań ... The Twins (starsi czytelnicy kojarzą może ich występ w Sopocie :-)). Spirits to ładny, spokojny kawałek z monumentalnym i przejmującym zakończeniem (pojawiają się dźwięki imitujące dudy). I znowu Pallas w wydaniu piosenkowym - Man Of Principle - może to i dość zgrabne, ale jakżesz sztampowe... Kolej na Ghosts - zrazu piękny, delikatny początek, później rozkręcenie utworu, niemniej nadal brak mi tu prawdziwie porywających melodii...- och naprawdę Pallasowi daleko na tym polu do klasy IQ czy też lepszych dni Nicka Barretta i każdy kolejny słuchany utwór potwierdza tą tezę. A zaraz - jakby na złość temu stwierdzeniu - pojawia się najpiękniejszy melodycznie kawałek płyty - Blood & Roses - ale to tylko 5 minutowa wysepka spełnienia na oceanie snów o dawnej kompozycyjnej wielkości zespołu.... Już niedaleko do końca - rozbrzmiewa Wilderness Years - momentami dobry, momentami słabiutki - jak całość tej płytki. No i wreszcie finał - Fragments Of The Sun to prawdziwie podniosła pieśń ze świetnym początkiem - może do samego końca nie jest już tak wspaniale, ale to i tak jeden z mocniejszych punktów tworzący wraz z Call To Arms solidną, spinającą całość albumu klamrę.
Zapada cisza.... Wnioski podsumowujące ? Po prostu rozczarowanie - i to duże - nie tego spodziewałem się po zespole takiego kalibru...płytka jest bardzo nierówna i wyraźnie zdradza wypranie muzyków z nowych pomysłów. Brak tu zwłaszcza dobrej suity, która stanowiłaby magnum opus całego muzycznego dokonania wydatnie podnoszącej jego poziom. No i na koniec nie mogę sobie odmówić pewnego porównania. Otóż okładka Beat The Drum przedstawia powiększone ludzkie ucho - podobny chwyt zastosował niegdyś Pink Floyd ze swoim Meddle - tyle, że było to powiększenie dokonane na o wiele większą skalę. Przy tamtym wizerunku - ucho Pallas wydaje się naprawdę malutkie - tak jak i ich muzyka przy wielkim progresywnym rocku. Niestety...