Utracony Przyjacielu !
Lepszy Świat, pamiętasz ? Kiedy się zaczął ? Może wtedy jak w koszulce Sodom zażądałeś albumu The Jewel ? W Rock-Serwisie patrzyli na Ciebie z wielkim zdziwieniem, ale i Tobie i mnie w niczym to nie przeszkadzało. Mieliśmy swoją krainę, ledwie 10 może płyt, ale sami starzy znajomi: Pendragon, IQ, Pallas, Arena, Galahad... tak to wtedy było. Każdy album miał status najważniejszego, mogliśmy go nosić na poduszce. Kraina neoprogressive wydawała się nieskończoną Ziemią Obiecaną - zupełnie jakby Bóg zamąciwszy nam w głowach wizją Marillion rzucił nas do baśniowego Środziemia gdzie Ainulindale przekuwana jest na dźwięki Ardy. Marillion na zawsze miał dla nas pozostać muzyką Ainurów, ale chór Elfów i Dzieci Iluvatara stanowiący przedłużenie i kontynuację tamtego geniuszu odcisnął na nas równie wielkie piętno.
Dlaczego właśnie The Window Of Life ? Sam nie wiem, może to magia tamtej nocy w 1996 r. kiedy podczas parnego lata otworzyłeś w domu wszystkie okna testując wytrzymałość moich kolumn, a ja usłyszałem gitarę Nicka aż w Skandynawii ? Ale pewnie nie tylko to. Na The Window Of Life zespół ostatecznie wykrystalizował swoje brzmienie, które później będzie już tylko powielane. Ten krążek to żelazna pozycja w każdym rankingu neoprogresywnych dokonań, to Marzyciel Gitary, młodszy brat Andrew Latimera w swej szczytowej formie. Wielu powie: a my wolimy The World bo z Voyagerem nic się równać nie może. Heh, może nie tyle z Voyagerem co z And We'll Go Hunting Deer, ale i tak się będę upierał przy swoim - Okno Życia stanowi pozycję jeszcze dojrzalszą, znacznie lepiej brzmiącą i wciąż zachowującą walor świeżości. Świeżość...- w 1993 r. takie granie musiało być jeszcze świeże, jakkolwiek Pendragon, IQ i Landmarq zmierzały już do ostatecznego zdefiniowania brytprogu co nastąpiło wraz z ukazaniem się wyczerpującej encyklopedii Subterranea. Od tej chwili nowe cegiełki dokładali tylko niepokorni chłopcy z Galahad romansujący z transowymi rytmami.
I znów się zagalopowałem. Kiedy widzę nas oczami duszy jak przy szklaneczkach zacnej whisky smakujemy The Window Of Life... - pewnie strasznie byśmy się uśmiali z lektury powyższych "mondrości". Świeżość? Nieświeżość? Zdefiniowanie? Encyklopedia? Na diabła komu takie rozmyślania ? Jest rok 1993 r - obok The Window Of Life ukazuje się Ever i Infinity Parade - prawdziwe monumenty, brytprog jest pomysłowy i wielki. Gdzieś na odległym horyzoncie zaczynają się kłębić prawie niewidoczne jeszcze złowieszcze chmury, Sauron z Dol-Guldur wraca do Barad-duru, niemniej kto dostrzega takie rzeczy? Zbliża się Ciemność i jakkolwiek nie wszystkie jej aspekty są ważne dla niniejszej opowieści ona nadejdzie. Ale to wciąż jeszcze kilka lat naszych wspólnych zachwytów, kilka urzekających wiosen w niewinnym Hobbitonie. Na ten czas jest dla nas tylko ta przepiękna gitara Barretta z początku The Walls Of Babylon, z Breaking The Spell, z Nostradamusa, z Am I Really Losing You? Na ten czas mamy spoglądanie w gwiazdy - rodzące tak cudowne sny, zapierające dech w piersiach. Czar trwa i ani myśli prysnąć. Koncert w dniu 7 maja 1994 r. w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca okazuje się przeżyciem niezapomnianym pomimo, że nagłośnienie trochę zbyt wielkie i ludzie nie znający Neronii mają nieco kłopotów z ogarnięciem muzyki Hynesa i spółki. A 23 listopad roku 1996 ? To chyba jeszcze bardziej niesamowity moment w czasie - byłeś tak zakatarzony, że przynosiłem na widownię gorącą herbatę miast piwa. Co tam jednak choroba, przyjechaliśmy tu przecież dla muzyki tym starym Renault "Serafinem", gdzie brak magnetofonu zastępowały nasze głosy...
Tak toczyły się te Wielkie Dni dopóki 28 czerwca 1997 r. odszedłeś na zawsze, a ciemności napływające znad Mordoru ogarnęły mój świat i Pendragon przestał mi smakować. Pamiętasz wielkie, białe drzwi ? Teraz już wiesz co się kryje za nimi, podczas gdy ja zostałem przed progiem zapatrzony w kolejne spadające gwiazdy. I Nick Barrett na końcu Am I Really Losing You? wygrywa tę prostą, prześliczną melodię tylko Tobie byś na drodze do raju nie był sam, byś nie czuł się jak ostatni człowiek na ziemi - tej ziemi po drugiej stronie. I choć prysł, czar trwa jednak dalej za sprawą pewnej płyty, związanych z nią wspomnień i łez. Płyty tak niesamowicie pięknej i ważnej dla Nowej Progresji.
Pamięci Michała Grochowicza - najlepszego przyjaciela jakiego kiedykolwiek miałem. Nigdy nie zasłużyłem na taką przyjaźń. Only The Good Die Young.