Chcąc być absolutnie szczery muszę przyznać, że podrzucono mi tę płytkę do recenzji już jakieś 5 miesięcy temu. Trochę posłuchałem, po czym odłożyłem na półkę z mglistym postanowieniem, że kiedyś tam do niej powrócę. Zniechęciły mnie bowiem dwie rzeczy: brzmienie muzyki i jej eklektyczność. Zarzut co do brzmienia podtrzymuję do teraz, przy czym nie chodzi o to, że partie instrumentów są źle zagrane - szwankuje raczej umiejętność zespołu w zakresie wytworzenia zwartej ściany dźwięku, w zakresie nadania swym kompozycjom odpowiedniej mocy - wtedy, gdy panowie decydują się penetrować obszary hard-rocka (co czynią dość często), a momentami nawet i progmetalu - słychać ich tak jakoś płasko, nijako, plastikowo (najlepiej na tym tle wyróżnia się kompozycja finałowa). Spowodowane jest to zapewne ograniczonymi środkami na produkcję płyty, w końcu Seek After Venus to pierwsze oficjalne wydawnictwo Szwajcarów, wcześniej mieliśmy do czynienia z Life Will Live On będącym, praktycznie rzecz biorąc, demówką.
Ale mniejsza z tym, przyjrzyjmy się lepiej treści muzycznej. Wspomniałem o eklektyźmie, mamy tu bowiem panoramę od progmetalu, poprzez hard-rock, art-rock aż po krótkie wstawki o odcieniu psychodeliczno - awangardowym. Do tego dochodzą udane, tworzące niezły nastrój sample. Do takiej mieszanki naprawdę trzeba się przyzwyczaić i mi zabrało to tych kilka miesięcy. Co mogę rzec teraz ? Ano jestem zadowolony mogąc posłuchać niecałe półgodziny (i szkoda, że tak krótko) muzyki iście niebanalnej, zdradzającej poszukiwania prowadzone równolegle w kilku gatunkach, potrafiącej dość zgrabnie (bo zgrzyty, choć rzadkie - też są obecne) je łączyć. Chciałbym życzyć panom: Manu (wokal, klawisze), Mac (gitara), Reichi (bas) oraz Dave (bębny) podłapania jakiegoś solidnego kontraktu płytowego, który by umożliwił dalszą realizację ich naprawdę interesujących pomysłów. Wystarczy bowiem w skupieniu przysiąść do takiego kawałka jak np. 3rd November, by przez te ponad 11 minut cieszyć się wielokrotnymi zmianami klimatu, ładnymi melodiami i kontrastującymi z nimi fragmentami "anarchizującymi". Do tego Manu wespół z samplami snuje przejmującą opowieśc kryminalną... Jak na razie jest obiecująco, a może być z pewnością jeszcze lepiej czego formacji Moondaze szczerze życzę.