O ile przy poprzednich kompilacjach zespołu można było doszukiwać się jakiegoś logicznego klucza, według którego dobrano nagrania, tak tutaj o jakikolwiek porządek i sens trudno. Kompozycje z singli i płyt zespołu z lat 1967-1973 dobrano bardzo przypadkowo. Są oba singlowe przeboje Syda Barretta; są nagrania, które na singlach w USA zaistniały dość średnio – „One Of These Days”, „Fearless”, „Free Four”; jest jedno z najciekawszych wczesnych utworów Pink Floyd i koncertowy pewniak – „Set The Controls For The Heart Of The Sun”; jest fragment groteskowej „Ummagummy” i dwa utwory wieńczące „Ciemną Stronę Księżyca”. Jednym słowem: pełen chaos.
Mimo wszystko trochę plusów ten zestaw ma. Pierwszą stronę czarnej płyty potraktowano „całościowo”: zanim zacznie się szum wiatru otwierający „One Of These Days”, słuchamy bicia serca otwierającego „The Dark Side Of The Moon”, a koniec strony pierwszej to milknące bicie serca w „Eclipse”. Oba utwory z „Ciemnej Strony” brzmią tu inaczej: są dodatkowe partie gitary chociażby. Jak się okazuje, „Brain Damage” i „Eclipse” pochodzą z ostatecznie niewydanej kwadrofonicznej wersji albumu.
Największą ciekawostką jest zaś zamykające całą płytę „Embryo”. Na koncertach była to niesamowita platforma do improwizacji: ponoć i 20’ odjazdy nie były rzadkością. Tu mamy wersję demo, kompletne, acz niedoszlifowane nagranie studyjne z końca roku 1968. Według jednych: odrzucone z płyty „Ummagumma”, według innych pominięte w pracy nad „Atom Heart Mother” na korzyść „If”. W każdym razie: całkiem udana, minorowa ballada, kojarząca się nieco z „Cirrus Minor”.
Generalnie: ze składankami Pink Floyd problem jest taki, że żadna tak naprawdę nie daje nawet w przybliżeniu pełnego obrazu zespołu. Dlatego – oprócz „Relics” – są to pozycje w sumie głównie dla kolekcjonerów. „Works” – w zasadzie tylko dla wiernych fanów i kolekcjonerów.