Przystanek Kanada odcinek XXXVIII: Wyprawa (The Quest).
Kolejna płyta solowa stała się dla Neila Younga okazją, by wybrać się w trasę promocyjną. Seria koncertów była dość krótka (z uwagi na trwającą równocześnie trasę Crosby Stills Nash & Young pod tytułem CSNY2K). Tradycyjnie podczas koncertów kręciły się taśmy, pracowały też kamery… W grudniu 2000, dwa miesiące po ostatnim zarejestrowanym koncercie płyta i film „Road Rock Vol.1: Friends And Relatives” były już dostępne na rynku.
Po trzech płytach koncertowych nagranych z Crazy Horse, Young tym razem otoczył się nieco innym zestawem muzyków. Zabrał ze sobą prawie cały skład znany z płyty „Silver & Gold” (jedynie Ronstadt i Harris wymieniły żona i siostra Neila). Na scenie proponował nadal to, z czym jego rockowe koncerty są kojarzone: gitarowy brud, hałas, długie, spokojnie się rozwijające gitarowe pojedynki, tym razem z większym udziałem fortepianu i organów (wszak w składzie jest klawiszowiec Spooner Oldham). Całość brzmi dość surowo, nieco bootlegowo. Ta surowizna podkreśla jeszcze chropowaty charakter muzyki: mimo że tym razem nie towarzyszą mu Crazy Horse, Neil gra po swojemu: szorstko, zgrzytliwie, snując niekończące się, niespieszne sola gitarowe. Obecne w chórkach dziewczyny dodają temu chropowatemu jazgotowi ciepła i kolorytu, choć potrafią też zaśpiewać mocniej, zadziorniej (vide „Motorcycle Mama”). Może muzykom akompaniującym Youngowi brakuje trochę tej specyficznej telepatii, jaką w koncertach z Neilem popisują się Crazy Horse, tym niemniej Keith, Oldham, Dunn i Keltner są muzykami bardzo kompetentnymi i cały album (złożony z fragmentów kilku różnych koncertów trasy) brzmi bardzo dobrze. Dodatkowo w finałowym, czadowym, wykonanym w iście natchniony sposób „All Along The Watchtower” do Neila i jego czeladki dołączyła występująca jako support Chrissie Hynde.
Oprócz typowych dla ‘elektrycznego’ Younga długich minut gitarowego sprzęgu i rzężenia nie brakuje, dla kontrastu, momentów bardziej stonowanych – choćby „Peace Of Mind”, gdzie mamy delikatny werbel i na pierwszym planie Neila z gitarą akustyczną i dziewczyny. Nie brakuje fajnych smaczków – delikatne wprowadzenie do „Tonight’s The Night” i późniejsze, jazzujące solo na fortepianie… Dobrze słychać też publiczność (zwłaszcza pana entuzjastycznie jodłującego, gdy Neil zaczyna „Peace Of Mind”).
Nie jest to płyta aż tak udana jak „Weld” – brakuje tej atmosfery natchnienia, szaleństwa, zapału. Z drugiej strony, jest to album o niebo lepszy od „Year Of The Horse”: czuć tu chęć grania, jest energia, jest sporo wciągającego hałasu… Dodatkowym plusem jest to, że repertuar albumu nie pokrywa się z wcześniejszymi albumami koncertowymi (pomijając „Tonight’s The Night” obecne na „Live Rust” i „Weld”), przez co „Road Rock” stanowi bardzo interesującą i udaną pozycję wśród koncertowych albumów Neila.
Young niezbyt długo odpoczywał po dwóch trasach koncertowych. Już w lutym 2001 zaczął pracę nad kolejnym albumem. Postanowił poeksperymentować i oprócz Crazy Horse, zaprosił do współpracy soulowego multiinstrumentalistę Bookera T. Jonesa i jego Booker T. & The M.G.’s. Praca nad płytą trwała prawie rok, po drodze zaś miał miejsce pewien wyjątkowo tragiczny wrześniowy dzień… o czym więcej w odcinku XXXIX: Nie ma ideałów (Nothing’s Perfect).