Chciałbym być na tym koncercie. Cofnąć się wstecz te osiem lat i wraz z tamtą publicznością oklaskiwać Damiana i spółkę. Nie przeszkadzają mi drobne usterki techniczne na płycie (elektroniczne "przeskoki" w pierwszym utworze), to przecież bootleg. Liczy się wartość muzyczna i historyczna, a ta jest bezsprzeczna.
Zaczęli tamtej nocy od "Każdy dzień to więcej ran w twej głowie". Dziś znamy to na pamięć. Wtedy znali to najzagorzalsi fani grupy, wszak debiutancki album Lizarda ukazał się w 1997 roku. Rzut oka na dalszy ciąg setlisty uświadamia, że na dwa lata przed wydaniem pierwszej płyty Jaszczury prezentowały już cały program znany jako "W Galerii Czasu" i to w wersji niewiele różniącej się od tej ze studia.
Po pięćdziesięciu minutach grania (i po kapitalnym solo perkusji) Damian zapowiada utwór "pana Roberta F.". "Schizofrenik", oczywiście. Wykonany bardzo kompetentnie, ale...przyczepię się. Bo jednak w środkowej części zespół troszkę się pogubił, jakby każdy z instrumentalistów zaczął grać swoje nie patrząc na kolegów. Na szczęście to krótki moment, potem wszystko spala się w całość. I już na zupełne zakończenie genialne "Bez Litości". Uwielbiam ten numer, nie umiem być krytyczny w stosunku do niego...
Słuchając tego koncerty poczułem się, jakbym znowu znalazł się tamtego wieczora w warszawskiej "Stodole", w trakcie "Warsaw ProgFest". Wtedy set Lizarda był chyba identyczny i poczułem się absolutnie zniewolony tą muzyką. Te uczucia wróciły wraz z pierwszymi dźwiękami tego bootlega...I to chyba najlepsza ocena, jaką mogę wystawić tej płycie.