"Czas się podnieść, z łóżka wstać
niech muzyka zacznie grać. (...) "
Do rymowanych tekstów, które nie każdemu się podobają – bielszczanie już nas przyzwyczaili. Kontrowersje wokół Lizard narastały wraz z ilością albumów, jakie zespół sukcesywnie nagrywał. Zarzuca im się kopiowanie stylu UK czy King Crimson, dość specyficzną rymowaną formę liryczną, grafomanię, nierockowy głos wokalisty. Wrogowie zespołu wydają się być nie do przekonania. Ktoś, komu nie podobała się debiutancka płyta zespołu „W galerii czasu”, która ukazała się przed dekadą, nie jest adresatem najnowszej produkcji, zatytułownej „Spam”. I raczej powinien poprzestać na czytaniu recenzji w tym miejscu, nie będę się starał nikogo nawracać.
Album „Spam” to ... No właśnie. Mamy do czynienia z kolejnym konceptem, ale w którym zespół pokazał swoje pazurki. Spam jest kontynuacją dla trzech poprzednich albumów: „W Galerii Czasu”, „Psychopuls” oraz „Opowieści z karczochowego lasu” (org: „Tales from the Artichoke Wood”), a w jego części lirycznej znajdziemy wiele odwołań do poprzednich albumów. To także zamknięcie pewnego przedziału historii zespołu. Mamy wspaniałe rozwinięcie bardzo udanym i gorąco przyjętym debiutem, chwilę niecierpliwości tykającego nerwu na dość trudnym drugim albumie "Psychopuls", psychotroniczny pejzaż abstrakcjonistów w "Opowieściach z karczochowego lasu", na koniec mielonka, zostajemy zasypani spamem (ang. spam = mielonka, definicja zapożyczona ze skeczu grupy Monty Pythona), czyli niechcianymi wiadomościami. Ów "Spam" to najdojrzalsza jak dotychczas produkcja zespołu. Zaskakuje ostra liryka i mocne ostre brzmienie gitar, dalekie od łagodnego „Autoportretu”, a bliskie zapomnianej już serii „Bez Litości”, która formalnie nie była wydana. Bez Litości I ukazała się na oficjalnym bootlegu – zarówno w wydaniu Vertical (album ukazał się przy pomocy fanów) jak i metalmindowskim wznowieniu, „Bez Litości II” - najbardziej kontrowersyjne lirycznie dzieło zespołu dane było słyszeć tylko na koncertach. I nie mogę tego zespołowi wybaczyć. Ale w SPAM powracają klimatyczne suity. Ostre, dające do myślenia teksty, bezprecedensowa aranżacja oraz mistrzowsko zrealizowana produkcja. Cóż można więcej napisać o płycie, która ma szansę być najlepszą tegoroczną polską produkcją. Troszkę ponadczasowe troszkę jednak sentymentalne brzmienie, nadal bliskie stylistyce UK i KC oraz niedalekie od debiutu – co by zespół się nie zarzekał. Do tego należy doliczyć świetną grę Krzyśka Maciejowskiego, odpowiedzialnego także za realizację albumu. Urzekające skrzypce w stylu Eddiego Jobsona na UK czy Davida Crossa z KC oraz tło klawiszowe, które w dłuższych partiach solowych są po prostu perfekcyjne. Tak, jestem uzależniony od tego brzmienia, tak – jestem zagorzałym fanem skrzypiec (oj znam trud i piękno gry na tym instrumencie), UK, KC oraz produkcji bielszczan. Dlatego ciężko mi jest pominąć ten charakterystyczny i dość istotny element muzyki aktualnego wcielenia Lizard.
Co do samych kompozycji. Utwory nie mają specyficznych tytułów, ale to tylko przykrywka dla zawartości. W końcu to SPAM. Długość kompozycji jest wymowna a zawartość usatysfakcjonuje każdego dotychczasowego miłośnika twórczości zespołu. Z deczka floydowskie wstawki, podkreślone mocnym choć momentami monotonnym i solidnym głosem Damiana, którego czasami brakowało w Opowieściach z Karczochowego lasu. I tu jest także zmiana in-plus dla albumu. Muzyka nie zawiera nic odkrywczego, ale za to posiada świetnie przygotowaną partię materiału, która jest wizytówką stylistyki całego rocka progresywnego lat 70-tych. To przede wszystkim przemyślane aranżacje oraz detale samych instrumentów: charakterystyczna gra Mariusza Szulakowskiego, łącząca perkusję elektroniczną z żywym graniem. To współgrająca z nią linia basu Janusza Tanistry, miejscami ostra jak żyletka gitara Damiana i wspomniane elektryczne skrzypce oraz klawisze Krzyśka Maciejowskiego. I tu chyba zatarła się ponadczasowość brzmienia Lizard. W końcu da się skojarzyć zespół z pewnym okresem, coś co było trudne na poprzednich produkcjach tu staje się wyraźne – mówimy o brzmieniu tych lat 70-tych, od czasów Larks' Tongues in Aspic do debiutu UK, które aktualnie przeżywa swoisty renesans, głównie przez specyficzną grę gitar.
Wydaje się, że na jakiś czas to ostatnia produkcja zespołu. Ale wcale nie znaczy że go nie zobaczymy ani nie usłyszymy. Nie będę już pisał swoich pochwał dla ostatniej produkcji zespołu. Jest udana, jak przystało na muzyków mistrzowska i daleka od trendów głównego nurtu, ale właśnie taka, jakiej oczekiwało się po muzykach spod znaku szmaragdowego jaszczura. Po prostu perfekcyjna.
„(...)jedno słowo może być wstępem do złej gry
jedno słowo może mieć połamany rytm
jedno słowo może dać powód czynom złym (...)”