Najnowsza płyta Bielskiej formacji Lizard nie miała łatwej drogi od nagrania do wydania. W końcu jednak wraz z grupką zapaleńców pokonała wszelkie przeszkody i kompakt mógł trafić do sklepów. I bardzo dobrze się stało, bowiem wielką stratą dla polskiego art-rocka byłoby, gdyby ta pozycja nie ukazała się na rynku. Nagrania tu zawarte sš doskonałe. Grupa dała się poznać na pierwszym festiwalu art-rocka w warszawskiej Stodole w 1996 roku, gdzie byli jednym z jaśniejszych punktów tej imprezy. W tym samym roku ukazał się debiut Lizardu W galerii czasu. Głos wokalisty, jak również brzmienie klawiszy może kojarzyć się z zapomnianą, acz swojego czasu sławną grupš Kombi, na tym jednak podobieństwa się kończą. Styl grupy jest bowiem o wiele bardziej wysublimowany i znacznie bogatszy. Mamy tu cztery kompozycje cudze i tyleż samo własnych. Wykonanie utworów King Crimson i U.K. jest znakomite. Wykonanie Schizofrenika to piekielnie trudne zadanie i niewiele grup, które podjęło tę próbę, wyszło z niej obronną ręką. Lizardowi udało się to naprawdę w pięknym stylu. Nie gorzej wypadły Moonchild i The Court of Crimson King. Grupa bezbłędnie odnalazła się także w atmosferze nagrania In The Dead of Night, grupy U.K. Własne utwory Lizardu wypadają równie dobrze, może nawet bardziej klarownie. Inteligentnie budowany nastrój, znakomite operowanie dramaturgią, czyli cechy pierwszoplanowe w art-rocku są bez wątpienia ważnymi atutami formacji. Muzyka wraz z dobrymi tekstami przewyższa o klasę większość gwiazd neo-progressivu z polskiego podwórka. To jedna z najlepszych polskich płyt 1999 roku.