Gdy pierwszy raz ich usłyszałem, to miałem troszkę mieszane uczucia co do stylu zespołu - a jednak po przesłuchaniu calutkiej płytki miło się rozczarowałem i doszedłem do odmiennego wniosku, zwracając honor Lizardowi i zaprzyjaźnionemu fanowi tej produkcji..
Obecnie dla mnie ta płyta to rewelacja - rzekłbym - tak rodzi się klasyka polskiego Art - Rocka. Wydana przez Ars Mundi - wydawnictwo ściśle związane z polską sceną art & prog zszokowała mnie zaskakująco długimi tytułami utworów. Również pewnego rodzaju zaskoczeniem jest troszeczkę różniący się ścieżkowo koniec płyty z okładką - lecz po wnikliwym całonocnym przesłuchaniu płyty, można się połapać co jest za ścieżką nr.6.. Każdy utwór zobrazowany ilustracjami - prawdopodobnie ukazującymi nastrój utworów. Cala płyta jest zróżnicowana pod względem muzycznym - zespół przygotował na swój debiutancki krążek bardzo przemyślane i rozbudowane w warstwie muzycznej i lirycznej kompozycje.
Otwierający utwór motyw niczym z filmów S/F przecjpdzi w delikatne klawiszowo - gitarowe klimaty (Każdy dzień to więcej ran w Twojej głowie) wspaniałą balladową atmosferę w Autoportrecie - swego rodzaju Lizardową odmianą Doriana Gray'a - bardziej subtelną i poetycką od wersji Abraxasowej, jednak wykonaną w zupełnie inny sposób - jeszcze jeden przykład jak różnie można opowiedzieć tą samą historię. Nie brakuje dynamiki - niczym królowie (s)cen przemieniają mocną trącającą chłodem karmazynową Strefę Cienia w ciepły i poetycki Ogród przeznaczenia - temat przemijania, chyba na stale zakorzeniony w polskim art rocku. Nie brakuje również jaszczura - tyle ze szmaragdowego, jednak o karmazynowym charakterze. Długi - ponad 15 minut W krainie szmaragdowego jaszczura będący swojego rodzaju kontynuacją poprzednich utworów, ma jednak coś więcej niż pierwowzór -Swojego rodzaju pokłon nie tylko w kierunku King Crimson, ale również prezentacja osiągnięć innych artystów - część tytułowana bezmiar i bezdźwięk II (bolero) to już zupełnie jeden z najlepszych instrumentalnych utworów w historii polskiego art rocka - Utrzymany w marszowej konwencji bolera z klimatyzującą w stylu Dire Straits gitarą konkurującą z dynamiczną grą perkusji ale mającą coś to z ELP to z kultowego już dzieła Ravela.
Cała płyta czasami jest odbiciem artystów mających pewien wpływ na charakter muzyki Lizard - Miejscami Eloy przeradzające się w King Crimson (Galeria Iluzji) miejscami brzmienia znane z osiągnięć Fisha z Wigil... lub gitara krążąca pomiędzy S.Rothery a M.Knopflerem (bezmiar...) Czasami da się odczuć mocne wpływy UK czy ELP. Zresztą muzycy nie uciekają od swojej fascynacji UK czy King Crimson. Na uwagę zasługuje głos Damiana - totalnie odmienny od tych, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni - takie wielobarwne połączenie między R.Rynkowskim, G.Skawińskim a S.Hoghartem i Fishem - jednak mocny i dobrze współbrzmiący z muzyką. Płyta jest nagrana wręcz rewelacyjnie, o jakość zadbało studio Sławomira Łossowskiego - cieszy mnie fakt, że w tym kraju jednak istnieją dobrzy realizatorzy. Nie ma zbędnych efektów dając wyraźne brzmienie instrumentów nie zagłuszających głosu wokalisty - przykład porządnie zrealizowanej produkcji.
I jeszcze sam zespół - muszę przyznać, że są perfekcjonistami - Umiejętnie powiązane motywy z wyobraźnią artystów dają wspaniały efekt nie tyle pod względem muzycznym jak i lirycznym. Muzycy doskonale potrafią zbudować swój odpowiedni nastrój; Damian spokojnym, nie modulowanym głosem opowiada te niecodzienne historie tworząc niespotykaną harmonię wokalno-instrumentalną. Słowami Piotra Kosińskiego powiem, że dowodzi o dobrej formie młodych zespołów sceny prog & art, swoimi słowami wyrażę uznanie dla perfekcyjnego zespołu, który czerpiąc z dobrych wzorców nie zamyka się w schematach i prze do przodu . Ta pozycja raczej powinna znaleźć się w płytotece każdego wielbiciela zakręconych art rockowych klimatów. Do rzadkości należy tak obiecujący debiut zespołu, który słusznie zapracował na miano najlepszej grupy roku 1997.....