Assal & Zenn to projekt muzyczny Łukasza Święcha i Adama Łassy. Łukasz, dobrze nam już znanego multiinstrumentalista związany pierwotnie z zespołem Abraxas ale i projektami jak Xenn czy Anyway. Wespół z legendarnym wokalistą Abraxas przygotował dla nas kolejny krążek, który z dumą możemy przedstawić przed światem.
Czymże jest Assal & Zenn? To naturalne rozwinięcie stylistyki Anyway i Xenn - czyli okolice tzw: muzyki świata, klimatycznie utrwalone w 16 utworach. Album nie jest tak tematyczny jak poprzedni projekt Łukasza - Xenn "Outworld", bardziej nazwałbym to luźnym zbiorem utworów pary wykonawców. Ale i to nie jest pozbawione smaczków. Instrumentalnie często Łukasz wraca to do korzeni (Abraxas) a to do poprzednich swoich produkcji, ale najzupełniej nowością są brzmienia dotąd nie kojarzone z autorem.
Co prawda autor niespecjalnie ucieka od swoich korzeni to mamy tu i próbę symfonizacji, i stylistykę dla typowego progrocka (mellotrony), rytmy muzyki świata oraz troszkę zapędów trip-elektronicznych – jednak wszystko w odpowiedniej proporcji. I tak o ile dwa otwerające kawałki sympatycznie wiążą nam wspomiane korzenie rocka o tyle już "Ginerwa" czy "Fontanna" żywo kojarzą się z ostatnim albumem Abraxas – nie tyle przez fakt, że autor muzyki i wokalista brali udział w nagraniu, o ile samą stylistyką żywcem przeniesioną z Abraxas podkreśloną oldfieldowską gitarą.
W drugą stronę "America" delikatnie podryguje synkopą i elektronicznym brzmieniem charakterystycznym dla elektronicznego projektu francuskiego Exxos "Spice Opera". Takich przykładów zapewne możnaby wymienić jak choćby New Orleans Mandala kojarzące się z solowymi albumami Grzegorza Ciechowkiego czy "Sheridan" czerpiący wydawać by się mogło z twórczością zespołów Hawkwind czy Ozric Tentacles przechodzące w genesisowy "Brasil".
Na sam koniec muzycy postanowili podrażnić publiczność ( i jak tu nie porównywać do Abraxas?) i zamieścili sequela utworu z pierwszego albumu grupy - "Ajudah: Zapomienie". I tu wracają te wszystkie wydawać by się mogło zagubione w mrokach dziejów emocje i brzmienia, o których wielu dzisiaj już wspomina z łezką w oku.
Z większością brzmień mieliśmy okazję już się zapoznać jak się okazuje, z liryką - to już od ostaniej produkcji współnej z udziałem obu muzyków niewiele się zmieniło. Choć krążek nie jest związany jakoś w całość tematyczną – w dalszym ciągu możemy mówić o pewnej powtarzalności, zapewne z powodu liryki autorstwa Adama, żywo kojarzącej się z albumem "'99". Album jest mocno nierówny. Pomimo tych wszystkich wyliczanek nie usłyszymy tu zbyt wiele zwariowanych solówek klawiszowych czy gitarowych ani uniesień emocjonalnych, jakich pełno było na albumach Abraxas.
Porównując do poprzedniego albumu Xenn - ciężko będzie podbić serca osób, które zapadły w brzmieniach Outworld. Sam krążek jest bardzo ciekawie przygotowany – bogato ilustrowana wkładka, złota płyta (charakterystyczne dla wydawnictw spod znaku Kuźni) oraz porządnie zrealizowany materiał. Jednak dalszą ocenę pozostawiam czytelnikom, mnie ta płyta nie powaliła na kolana chociaż było kilka ciekawie się zapowiadających momentów. No ale jak się dwóch profesjonalistów zbierze to i produkcja ma kształt, którego nie powinniśmy się wstydzić.