ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Riverside ─ Rapid Eye Movement w serwisie ArtRock.pl

Riverside — Rapid Eye Movement

 
wydawnictwo: Mystic 2007
 
Part One: Fearless 1. Beyond The Eyelids 2. Rainbow Box 3. 02 Panic Room … 4. Schizophrenic Prayer 5. Parasomnia Part Two: Fearland 6. Through The Other Side 7. Embryonic 8. Cybernetic Pillow 9. Ultimate Trip
 
skład:
Mariusz Duda - wokal, gitara akustyczna, bas Piotr Grudziński - gitara Piotr Kozieradzki - perkusja Michał Łapaj - klawisze
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,32
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,9
Album słaby, nie broni się jako całość.
,10
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,17
Album jakich wiele, poprawny.
,34
Dobra, godna uwagi produkcja.
,30
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,42
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,108
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,81
Arcydzieło.
,186

Łącznie 549, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
13.09.2007
(Recenzent)

Riverside — Rapid Eye Movement

Zacznę banalnie. To jedna z najbardziej oczekiwanych progresywnych premier 2007 roku. I to oczekiwanych nie tylko w naszym muzycznym zaścianku ale i z pewnością wśród progresywnej braci Europy a może i świata. Nie ma się co boczyć i szyderczo podśmiewać z tej zaskakującej pewnie niektórych tezy. Fakt jest faktem. Zerknijcie na plakaty wielu progfestiwali i miejsca, na których umieszczano tam naszych rodaków. Oj, paru tuzów już wyprzedzają. Nie wspomnę o niemałej czcionce, jaką spisywana jest nazwa Riverside. Może to wszystko detale… jednak coś już o pewnej muzycznej hierarchii i uznaniu dla grupy mówią.

Szybko przejdę do sedna, oszczędzając czytelnikom moich osobistych „riversidowych wycieczek”, wszak już wstępna zajawka pewnie niektórych niecierpliwi. Tak gorąca premiera wymaga krwi (czytaj: zajęcia się muzyką na niej zawartą), a nie „okołokrążkowego” bajdurzenia o sensie życia. Czytelnik chce przede wszystkim wiedzieć jak prezentuje się najnowsza muzyczna odsłona Riverside.

Tak to już jest w naszym serwisie, że nota widniejąca tuż nad recenzją bez kozery trąbi, co autor za chwilę będzie miał na myśli. Zatem… oddani fani i zatwardziali przeciwnicy – spieszę Wam donieść, że według niżej podpisanego najnowsza płyta czwórki panów z naszej smutnej stolicy jest z n a k o m i t a!

Sprawa pierwsza to koncept. „Rapid Eye Movement” jest trzecią i ostatnią częścią trylogii rozpoczętej albumem „Out Of Myself” i kontynuowanej na „Second Life Syndrom”. Przypomnę króciutko tylko, że to historia stworzona przez odpowiedzialnego za stronę literacką płyt, wokalistę i basistę grupy – Mariusza Dudę. Przedstawia ona bohatera, który po serii życiowych niepowodzeń stara się jakoś odnaleźć, szukając odejścia od swojej samotni u boku drugiej osoby. Nie udaje mu się to, wynikiem czego jest powrót do kompletnego zamknięcia się w sobie. W drugiej części nasz bohater postanawia się zmienić, stać się silniejszym i wolnym od dawnych demonów. Gdy jest blisko celu, zaczyna zastanawiać się, czy jest w miejscu, w którym chciał się znaleźć? Z tym pytaniem zostawił nas zespół do tego krążka. Jak rozpisał ten ostatni akt Duda – przekonacie się sami. Mogę tylko powiedzieć, że już oczekiwanie na tę odsłonę było intrygujące a Duda skutecznie je podsycał na forum zespołu, tworząc wątek temu poświęcony. Dotknijmy go przez chwilę i posłużmy się dwoma krótkimi cytatami: „Parsomnia… zjawisko polegające na nieprzewidywalnych i często gwałtownych zachowaniach podczas snu, płytki sen graniczący z czuwaniem”, „Cybernetic Pillow… podobno Japończycy wymyślili poduszkę, podłączoną do komputera, w której można zaprogramować swoje sny”. Dziwnie? Niesamowicie? Z pewnością. No i jeszcze bardzo sennie… 

Przejdźmy jednak do muzyki, bo choć warstwa tekstowa ma dla zespołu (a szczególnie chyba dla autora) i wielu fanów niezwykłą wartość, to dźwięki wydobywane z czterech podstawowych instrumentów decydują o wartości płyty. Czy to dobrze, czy nie – nie mnie to sądzić.  

„Rapid Eye Movement” to dziewięć kompozycji pomieszczonych w dwóch blokach tematycznych zatytułowanych odpowiednio „Fearless” i „Fearland”. Dziewięć kompozycji układających się w niesamowity mariaż emocji, piękna, agresji i po prostu siły muzyki. Całość rozpoczyna „Beyond The Eyelids” - prawie ośmiominutowy, wielowątkowy utwór idealnie nadający się na początek płyty a może i zbliżających się koncertów. Mimo początkowej nastrojowości, panowie w dalszej jego części łoją rasowo, niczym nowojorczycy z najsłynniejszego Teatru Marzeń. To chyba najmocniejszy pod względem ciężaru riffów moment albumu. „Rainbow Box” przynosi największe zaskoczenie. Utwór w stylistyce, w której Riverside do tej pory się nie poruszał. Odwiedzamy wraz z nim rewiry hardrockowe, może bluesrockowe. Mniejsza o to. Dołączony do tego przetworzony głos Mariusza Dudy pachnie klimatem przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Gdzieś obok kłaniają się Doorsi. Singlowy i w związku z tym wcześniej znany „02 Panic Room” intryguje transem zbudowanym na niskim, powtarzalnym i złowieszczym motywie basowym. Zaopatrzony jest też w krótką i przejmującą kodę, której na singlu zabrakło. „Schizophrenic Prayer” może uchodzić za najpiękniejszy moment płyty. Śliczna melodia, ulotny nastrój i harmonicznie śpiewany refren. Wspomniana w „wątku literackim” „Parsomnia” jest kolejną złożoną i długą kompozycją. Rozpoczyna ją a cappella Duda, a po drodze mamy jeszcze w niej jedno z najładniejszych melodycznych „rozprężeń” na płycie, gdzieś tak w piątej minucie utworu. „Through The Other Side” i „Embryonic” stanowią najbardziej senny, oniryczny fragment krążka. Tę oniryczność pewnie miał na myśli Duda, zapowiadając płytę. Szczególnie „Embryonic” przenosi nas w rejony mini albumu „Voices In My Head”, na którym warszawianie poflirtowali z taką muzyką. Znana już z wcześniejszych wykonań koncertowych „Cybernetyczna poduszka” ma świetną melodię i takowe długie, gitarowe solo Piotra Grudzińskiego. Kończąca całość kompozycja „Ultimate Trip”, to prawdziwe trzynastominutowe opus magnum albumu, zbierające to co na nim najlepsze, łączące ogień i wodę z wcześniejszych utworów. No i ten niesamowity rozimprowizowany, psychodeliczny koniec, którego prawdziwe walory odkryjemy najpewniej podczas żywego, koncertowego grania. Po nim słyszymy już tylko dźwięk strojonego radia. Znajomy? Tak. To on rozpoczynał trylogię. Iście symboliczne zamknięcie całości.

Czas przejść do konkluzji. To płyta w klasycznym riversidowym stylu, bo że kwartet taki ma, niniejsza płyta dobitnie przekonuje. Być może „REM” z wszystkich dotychczasowych albumów jest najmniej „przystępny” na pierwsze śniadanie. Gwarantuję jednak, że to tylko pozory. Poświęcenie płycie większej ilości czasu (wiem, że to dziś trudne) pozwala na odkrycie jej prawdziwego piękna, niesamowitych (może najlepszych?) melodii. Tak na marginesie – to niesamowite, że grupie na trzecim pełnowymiarowym albumie z rzędu udaje się komponować tak zapamiętywalne melodie. Na co warto tu jeszcze zwrócić uwagę? Na bardzo dużą ilość „hammondowych zagrywek” Michała Łapaja, ciekawą, wyważoną grę Piotra Kozieradzkiego na perkusji (trudno uwierzyć, że ten muzyk zaczynał od skrajnie ciężkich metalowych klimatów) i mocno dający o sobie znać orientalizm w niektórych solówkach Grudzińskiego.

Dlaczego „9”? Może i to płytka na ósemkę ale jeden punkt warto zespołowi dodać za upór, konsekwencję i stworzenie własnego „ja”. To pewna ważna cezura. Myślę, że Riverside po „Rapid Eye Movement” nie musi już nic nikomu udowadniać. Wróćcie do OOM i SLS… a potem zagrajcie REM. Wiecie co mam na myśli?

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.