Choć ta bydgoska formacja działa od dekady, dopiero teraz doczekała się debiutanckiego albumu. A w zasadzie to się dopiero doczeka, bowiem oficjalną premierę albumu zaplanowano w Toruniu, podczas kolejnej edycji Festiwalu Rocka Progresywnego im. T. Beksińskiego, na której Yesternight oczywiście wystąpi. Jak zatem widać, trochę panowie się naczekali (grupę tworzy trzech muzyków). Z drugiej strony, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bo być może, dzięki temu, materiał jest wyrazem sporego bagażu doświadczeń, zarówno muzycznych, jak i pewnie życiowych. Zresztą, jego charakter i przesłanie najlepiej ilustrują słowa muzyków zawarte w promującej go notce: Każdego dnia borykamy się z problemami naszego istnienia. Nasze życie niczym sinusoida podlega wzlotom i upadkom, a nasze dusze pośród tych karkołomnych zmian podlegają slalomowi pełnemu często bardzo ostrych zakrętów. Zawieszeni pośród własnych słabości, ale i dopingowani przez wewnętrzne nadzieje i bodźce z zewnątrz dążymy do prywatnego happy endu. A ten jest zawsze możliwy! Trzeba tylko bardzo chcieć...
No i wraz z premierą The False Awakening mają swój happy end. Może muzycznego świata nim nie zawojują, bo gór nim nie przenoszą i uchylają dawno już otwarte drzwi, niemniej pokazują się od bardzo stylowej strony. Niespełna godzinny materiał nie jest przegadany pomysłami. Muzycy faktycznie stawiają na budowanie klimatycznej atmosfery, wkładając w kompozycje mnóstwo przestrzeni i dając im sporo oddechu. Zazwyczaj zwrotki, w pewnym kontraście do refrenów, są bardziej stonowane, dominują też raczej średnie tempa. Tym samym album jest jednorodny i spójny, choć może momentami brakuje mu pewnej werwy i kopa. Tym bardziej, że trio stać na klasowe przyłojenie w iście progmetalowym stylu. Dowodem na to niech będzie jeden z najlepszych numerów w zestawie, My Mind, z przetworzonym wokalem i metalowym groovem. W 2 minucie i 53 sekundzie wychodzi kapitalna zagrywka pokazująca prawdziwą moc i energię jaka w nich drzemie. Szkoda, że później jej nie wykorzystują.
Rekompensują jednak ów brak dobrymi melodiami, do których mają smykałkę, i ciekawymi rozwiązaniami. Jak iście symfoniczno-filmowa końcówka About You, która niezwykle zgrabnie wprowadza w przepiękny motyw klawiszowy rozpoczynający To Be Free. Zresztą taką uroczą klawiszową figurę dostaniemy i w następnym Yesternight, w którym jest też atrakcyjne gitarowe solo (takie solowe, gitarowe formy Bartka Woźniaka to kolejny atut płyty). Warto też zwrócić uwagę na kończący album Just Try!. Najdłuższy (prawie 12 – minutowy) i wielowątkowy, z mocnym, transowym zwieńczeniem. Podoba mi się ten album i myślę, że w koncertowej odsłonie, gdy dostanie nieco scenicznego brudu, szorstkości i energii, może zabrzmieć jeszcze ciekawiej.