Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
23.11.2006
(Recenzent)
Anathema — Resonance
Coś ostatnio mam szczęście do recenzowania składanek. Różnie to bywa. Zazwyczaj odkładam takowe na półkę dobrze nie posłuchawszy, albo w ogóle omijam z daleka koszyk w sklepie, gdzie je wyłożono. Chyba, że … na płycie znajdują się jakieś rarytasy, a ja po takowe z wielką chęcią sięgam.
Anathema. Resonance.
Resonance – jak jej młodsza siostra opisana tu – z założenia miała być płytą przekrojową, taką z największymi przebojami. Ale, jak to zwykle bywa z założeniami, zmieniają się szybciej niż pogoda przepowiadana przez naszą telewizję. I całe szczęście, bo inaczej umarlibyśmy z nudów.
Na Resonance umieszczono znaczną część nagrań Anathemy, do których nie sposób było dotąd dotrzeć. Wszelkiego rodzaju bonusy, nagrania z jakichś składanek i takie tam różne wygibasy, co to fanów przyprawiały o palpitację serca samą tylko tęsknotą i marzeniem by je posiadać. No i spisali się chłopaki.
Mamy tu zatem wspaniałe, wyciszone nagrania delikatnie brzmiącego zespołu (akustyka i smyczki) okraszone wspaniałym zwiewnym kobiecym wokalem. Jest – bo jakżeby inaczej – Eternity part 2, z niezapomnianą partią gitary na początku – po prostu klasyka artrocka. Długie melodyjne solo i pięknie brzmiące instrumenty klawiszowe. Miodzio. Jest Eternity part 3 – ech, ten przejmujący śpiew Vincenta i gdzieś tam w tle pobrzmiewające gitary akustyczne. Dreszcze na plecach i strach bijący z ciemnego korytarza. Cudo.
Jest wreszcie orkiestrowa wersja Silent Enigma. Znakomicie zaaranżowane nagranie, swobodny, wyciszony początek, narastająca kulminacja i finał, z rozmachem, jak u XIX wiecznych mistrzów romantyzmu.
I jeszcze parę kawałków by tu warto wymienić. Jak choćby znakomicie brzmiące wersje One Of The Few oraz Goodbye Cruel World z repertuaru Pink Floyd.