„Nowy punkt widzenia zmienia dogmaty w trzęsawisko,
To sprzężenie tranzystora, zalewające fale mózgowe,
Czy zamknięty obwód hipnozy - wrodzonej psychozy,”
Wymieniając ostatnio uwagi z pewnym “ulubionym dla większości” recenzentem Caladanu doszliśmy (tak myślę ;-) do wniosku, że Twelfth Night to żadna nieoprogresja. Dlaczego ? Cóż ...
Historia zespołu zaczyna się w zamierzchłych czasach siedemdziesiątych, kiedy „nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”. 12th Night powstał (pierwsze demo 1978 rok), gdy pożywka dla mas, czyli wymyślony przez szołbiznes punk rozpychał się łokciami i straszył wizją muzyki prowadzącej donikąd. Polegli wtedy nawet tacy wyjadacze, jak U.K. (chyba ostatnia supergrupa lat 70-tych), a reszta albo oddalała się w kierunku złoworgo wyciagającego ręce popu (Genesis) albo wcale nie miała pomysłu co robić dalej (np. YES). Na szczęście nie wszyskim przyświecało hasło no future (kto to wymyslił, Breżniew ??!). Po licznych występach klubowych, nagraniu w Reading albumu koncertowego Live At The Target (nagranym jeszcze bez Tego Wokalisty) w roku 1982 powstała płyta Fact And Fiction. I powstało arcydzieło. Narażę się pewnie części fanów Marillion, ale właściwie trudno powiedzieć, dlaczego sukces odniosła wspomniana grupa, a nie Twelfth Night. Może sprawiła to większa charyzma Wielkiego Szkota. Albo bezkompromisowość. Albo jeszcze inne czynniki. Dość, że muzyka Twelfth Night zawiera wszystko, za co cenimy rock progresywny. I fakty, i fikcje. I Rzeczywistość, i Marzenia. Płyta ta została wydana w 1982 roku – cały rok przed Script Marillion. Panowie nagrali taką płytę, ża nawet teraz – po tylu latach i przesłuchaniach - niżej podpisanemu miękną kolana. Panowie – już w składzie z Geoffem Mann’em – dwukrotnie zagrali na festiwalu w Reading (tak, tak, też grali dla 15.000 ludzi), również wtedy, gdy Marillion zaczął swój słynny koncert od Grendela, a technicy BBC nie włączyli nawet mikrofonów ...
Ale od początku. Zespół wtedy tworzyli: Andy Revell – gitary, Brian Devoil – perkusja, Clive Mitten – bas, instrumenty klawiszowe i Geoff Mann – śpiew. No i płyta. Zaczyna się cudnie. Od utworu We Are Sane. Cóż za tytuł !!! Już od samego początku słuchać, że mamy do czynienia z Muzyką.
„W pokoju na piętrze, obiadek już zjedzony,
Samochód w garażu gotowy na wypad ...
Lalunia nie zalewa się łzami
A ostre światło nad głową ...
[...]
Tymczasem ... nadchodzi sprawozdanie
Ona zapatrzyła się w okno - ciągle nie ma poprawy
Cały czas nie pamięta kim jest,
dlaczego prześwietlają jej głowę,
A zdjęcie z bilboardu powinno wywołać uśmiech prezentera TV ..."
Głos Geoffa Manna – to albo Jon Anderson, Peter Gabriel a nawet Robert Plant. Przyznam, że uwielbiam napięcie, budowane przez gitarę we wstępie tego utworu. Te pastele klawiszy wstawki odgłosów ulicy – wszystko tu ma swoje miejsce. Jest dobrane i skończone. Koniec płyty – to niby krótka artockowa balladka. Love Song. Ale jaka ... Przecież tekst z refrenu jest jak mantra: “miłość to otwarte drzwi” – ten smutek w głosie Manna, ta gitara, która mogłaby tak łkać i łkać .... Ech, dlaczego to tylko trzy minuty z sekundami ? A co w środku ? Monumentalny Creep Show, rockowy Poets Sniffs A Flower (coż za tytuł ?). Zresztą nagrań po których mrówki chodzą po plecach jest tu więcej. Ot, przyczyna oceny danej płycie jest prosta. Każdy jej fragment zasługuje na miarkę 10 pkt, a płytka jako całość – również.
„A więc – Panie i Panowie – dotarlismy do sedna sprawy
Jak widzicie – mamy tu lustro, w którym jest odbicie snów,
A namiętność, pożądanie czy działanie przemyka
Przez jego powierzchnię zanim się spostrzeżemy.”
Pozostaje ostatnie pytanie. Czy sens ma recenzja płyty, która ukazała się ... 20 lat temu ? (O Matko, taki jestem stary ?). Otóż tak. Powinien tę płytę poznać każdy, kto szuka dobrej muzyki. Takie zespoły jak 12th Night nie istnieją już dawna, albo zupełnie zmieniły “kierunek artystycznych poczynań”. Ważne jest zatem, by znajomość muzyki nie kończyła się na ostatniej płycie grup takich, jak Arena, czy Pendragon. Muzyka nie zaczyna się i nie kończy na nagraniach różnych, rzekomo “wielkich artystów czy zespołów” z ostatnich lat. Oni tylko potrafili się wsłuchać w to co już było. Wy zróbcie to samo.
„Abstrakcyjne kształty myśli ludzkich,
Inne sklepy lub puby,
nawet wszystkie te neony
To znajdziecie w tym mieście, w tym właśnie mieście
Wiatr wstrząsający drzewami,
Na wpół-zniszczone parki,
Pytający wzrok przechodniów
Gest palcami na pożegnanie
To znajdziecie w tym mieście, w tym właśnie mieście”
Oczywiście jestem świadomy, że niewielu dotrze do tej muzyki. Jeśli jednak będzie to choć jedna osoba – WARTO ! Choćby przez pamięć dla śp. Geoffa Manna, który odszedł na zawsze w lutym 1993 roku.
„Nie odwracaj się plecami,
nie myśl, że nadzieja jest bezcelowa
Miłość – to otwarte drzwi
I nie wierz, że życie kończy się po śmierci
I nic po nas nie pozostanie ...”
Ps. A amatorzy szybkiej jazdy czarnym BMW po mieście przy dźwiękach umpa – umpa i tak nie czytają takich stron ...