Zaczyna się od ciekawego muzycznie Listen, Learn, Read On. Jest rockowo, a zarazem melodyjnie, co z niezłą grą sekcji (podoba mi się to jazzowe podejście do perkusji Iana Paice’a) można uznać za bardzo dobry utwór na otwarcie płyty. Zaraz po nim – kolejna kompozycja zespołowa (właściwie to autorstwa prawie całego zespołu, bo bez Simpera), która miała na długo wejść do koncertowego repertuaru zespołu. Utwór instrumentalnie bardzo rozwijał się podczas tychże koncertów, każdy z członków zespółu móg bowiem popuścić wodze fantazji i improwizować z głównym tematem bez ograniczeń. Na Book of… tych szaleństw jest może mniej, ale nie znaczy to, że nagranie jest mniej ciekawe. I jeszcze jedna sprawa – niżej podpisanemu temat główny kojarzy się niesłychanie mocno z sygnałem takiego teleturnieju z czasów PRL-u. Może to przypadek, a może… dobra, szkoda gdybać.
Exposition. Krótki wstęp będący kompozycją zespołu (znowu prawie całego, tym razem jednak bez Roda Evansa). Niezłe. Zespół rozkręca się, niczym sowiecka lokomotywa (znaczy, że taka ciężka i żar z niej bucha). A potem połączony z poprzednikiem cover – We Can Work It Out z repertuaru The Beatles. Tym razem Purple nie poszaleli, jak to na debiucie bywało (vide ich wersja beatlesowskiego Help). Właściwa część utworu jest zagrana w sposób przypominający oryginał. Melodyjnie, w podobnym tempie i ze zbliżoną aranżacją. Jednak panowie pokusili się o kilka odstępstw od oryginału (gitara, wyraziste klawisze) przez co nie jest tak łagodnie cukierkowato, jak w przypadku Wielkiej Czwórki.
I na koniec – znowu cover. River Deep Mountain High, z repertuaru Tiny Turner (wydanej na płycie Ike And Tina Turner, mimo, że Ike już wtedy nie brał udziału w nagraniach). Dziesięciominutowy kolos, rozbudowany do granic możliwości, a mimo to ciekawy. Najpierw efekty dźwiękowe wiejącego wiatru, potem … szaleńcza galopada i niesamowity śpiew gitary Blackmore’a. I tak cały czas. Zmieniające się tempo. Eksponowane partie instrumentalistów idealnie odpowiadają tytułowi nagrania. Muzyka snuje się taką amplitudą, raz ostro i wysoko, innym razem znów spokojnie, wolno i cicho. Słowem – rewelacyjnie.
I jeszcze na koniec kilka bonusów. Utwory z sesji dla BBC, dwa odrzuty – ot mała ciekawostka, pozwalająca pozostać z tą muzyką odrobinę dłużej. To dodatki, więc nie one świadczą o sile płyty.