Zespół Millenium to w zasadzie "przemalowane" Framauro, czyli krakowska grupa dowodzona przez Ryszarda Kramarskiego. Po nieudanym albumie Etermedia Kramarski postanowił przemeblować skład - przede wszystkim zmienić wokalistę. Za tym poszła zmiana nazwy zespołu.
Można było zatem mieć nadzieję, że nie będzie tak źle. Faktycznie, w porównaniu z Etermedia Millenium nawet... da się słuchać. Kramarski, grający na klawiszach, stara się wytworzyć łagodną, eteryczną otoczkę wokół muzyki. Zaprosił on też do nagrań gości na skrzypcach, gitarze klasycznej, flecie i saksofonie. Brzmienie jest więc nienajgorsze (choć produkcja mogła być lepsza) i może przypaść do gustu miłośnikom łagodniejszej wersji art-rocka. Ale to jest wszystko, co mam dobrego do powiedzenia o tej płycie. Kompozycje w większości są bardzo nieporadne. Na pierwszy plan wysuwa się wokalista i śpiewana przez niego melodia. O ile Łukasz Gałęziowski nawet trzyma się melodii (w czym jest lepszy od swojego poprzednika), to sposób jego artykulacji może doprowadzić do szału. Łukasz śpiewa twardo i mocno, co tworzy fatalny dysonans z generalnie delikatną muzyką. Czasami wokalistę wspomagają chórki, niestety najczęściej schematyczne i niepasujące do tekstów. Dwa aniołki śpiewające "...wbija w plecy długi nóż..." brzmią po prostu komicznie. Samych tekstów nie chce mi się za bardzo czepiać, w końcu są pozytywne, całkiem zaangażowane i z przesłaniem należy się zgodzić. Nie rażą już tak, jak na Etermediach.
Byłoby dobrze, gdyby chociaż melodie były ciekawe - a niestety są po prostu... kiepskie. W ogóle nie artrockowe, błądzą gdzieś pomiędzy popem i chałturnictwem najgorszego gatunku. Na próżno oczekiwać od muzyki zmian tempa, o rytmicznych kombinacjach nawet nie wspominam. Perkusista ma wybitnie mało do roboty. No, są dwa wyjątki, dwa utwory, które trochę odbiegają od reszty: Chaos i Ona i On. Chaos to najbardziej dynamiczny utwór na płycie, z ciekawą partią instrumentalną i skrzypcami, które są ozdobą tego kawałka. Ona i On to ostatni i najdłuższy utwór. Sporo śpiewa tu wokalistka Magda Mitoń, która zdecydowanie lepiej pasuje mi do tej muzyki. Całość delikatnie błądzi sobie w przestrzeni w stylu Tangerine Dream, robiąc niezłe wrażenie.
Mimo tych drobnych niespodzianek Millenium rozczarowuje. Irytujący wokalista i jego mdłe, schematyczne melodie dominują nad tylko momentami interesującą muzyką. Ale czego się spodziewać, skoro instrumentaliści są przeciętni i nie potrafią tchnąć w nią życia, zaś zaproszeni goście mają zbyt mało miejsca do wykazania się. Do polecenia tylko prog-rockowym encyklopedystom i kolekcjonerom, którzy chcą mieć wszystko.