Reżyseria: Joe Berlinger, Bruce Sinofsky, Bob Rock
Występują: Kirk Hammet/ James Hetfield/ Bob Rock/ Lars Urlich/Dave Mustaine/ Jason Newsted/ Phil Towle/ Robert Trujillo/ Torben Urlich
Muzyka: Metallica
Bardzo lubię kino dokumentalne. Można się zgadzać, albo nie, ale dokument oglądany w kinie robi wrażenie. Co więcej bardzo lubię (co za kiepskie określenie) Muzykę Metallici. Tak...przypominam sobie pewien sierpniowy wieczór 1991 roku, kiedy po raz pierwszy w wieku 15 lat pojechałam na „dorosły, prawdziwy koncert”. To było Monster of Rock....nazwa Queensryche nie za bardzo jeszcze wiele dla mnie znaczyła, ale Metallicę znałam i ceniłam ( te piąte kopie po siódmej kopii nagrywane na poczciwe starodawne „kasprzaki”), a podczas koncertu AC/DC wynudziłam się niebożebnie:-)
O czym jest ten film..o procesie twórczym? A może o niemocy? Przyjaźni? Wyrzucanie złych emocji? Wypraniu z emocji? Czy film ma happy end? Pytania cisną się na usta.
Oto wielka Metallica na rozdrożu, bez pomysłu na to „jak spożytkować sukces wynikający nie z przypadku, ale z ciężkiej pracy”. Gdybym miała porównać, to ...Some kind of Monster kojarzy mi się z Let it Be The Beatles. Widzimy kilkoro facetów w średnim wieku, którzy zmagają się nie tyle z wiekiem, ale próbują odpowiedzieć na pytanie: CZY WARTO GRAĆ RAZEM.........
Jak powiedział Lars Urlich: ten film to film o relacjach między ludźmi. Zachwianych i...Kiedy Hetfield mówił: nie chce z tobą grać, nie widzę sensu, jestem wypalony...uderza mnie ta wypowiedź oraz uderza w „czuły punkt Urlicha...
Być może Metallica była jak kombinat, w którym rano przychodząc do pracy odbijasz kartę. Dzień za dniem... Dlatego odszedł Newsted, by pograć sobie trochę pokręconej muzyki z Voivod i Echobrain.
Trwający ponad dwie godziny obraz jest zapisem najważniejszych wydarzeń z ostatnich dwóch lat istnienia grupy: pracy nad albumem "St, Anger", terapii grupowej, walki Hetfielda z nałogiem, aż wreszcie poszukiwań nowego basisty.
Czy walki wygranej? Hm...teoretycznie mamy zakończenie w „hollywódzkim stylu”...Metallica wraca na scenę...ale co dalej?
Film „Metallica: Some Kind of Monster” przekroczył oczekiwania ludzi zaangażowanych w jego powstawanie. To, co na początku było zapisem powstawania nowego albumu przerodziło się w nieoczekiwaną podróż w głąb złożonych związków międzyludzkich, ukazujący niszczycielską moc procesu twórczego, który jest w stanie odcisnąć się na psychice artystów, lecz ostatecznie także uleczyć ich dusze.
Jest w Some kind of Monster parę scen porażających: vivisekcja Urlich- Mustaine podczas spotkania z tearpeutą. Dwóch ponad 40-letnich facetów próbuje odpowiedzieć na pytanie: DLACZEGO? Ale słowo PRZEPRASZAM nie pada....Rozmowa z Newstedem i lekkie drżenie w głosie Jasona, kiedy również pyta się DLACZEGO...Jest trzaskający drzwiami Hetfield, który nie może pisać, nie może komponować i nie może znieść „przycinków” Urlicha na temat „swego przygrywania”.
Myślę, że realizatorom filmu udało się dotrzeć do sedna problemu: Zarabiam miliony dolców, a tysięczny tłum spija słowa z mych ust, ale za tą fasadą jest pustka i wielkie NIC.
Hm to było wielkie przeżycie, zobaczyć w kinie Metallicę, na wielkim ekranie w zupełnie „innej” roli niż dotychczas przywykliśmy. Kino kojarzy nam się z śmierdzącym popcornem, szelestem otwieranej paczki chipsów, siorbanej coli i dźwiękiem komórki. Tego zabrakło...była cisza, a później oklaski...
Miałam przyjemność zobaczyć jeden z najlepszych dokumentów, nie tylko muzycznych. Zupełnie inny od laurkowych scenek dołączanych jako bonusy do DVD.
Chyba niewielu było stać, na takie publiczne obnażenie się i swego rodzaju zaprzeczenie swojej „legendzie”.
The courtain falls…