1. Battery/ 2. Master Of Puppets/ 3. The Thing That Should Not Be/ 4. Welcome Home (Sanitarium)/ 5. Disposable Heroes/ 6. Leper Messiah/ 7. Orion/ 8. Damage, Inc.
Całkowity czas: 54:00
skład:
James Hatfield – śpiew, gitara/
Kirk Hammet – gitara/
Cliff Burton – bass/
Lars Ulrich – perkusja
We wrześniu 1985 roku Metallica przystąpiła w Kopenhadze do pracy nad swym trzecim studyjnym albumem. Zespół stał się już rozpoznawalny, wiadomo czym pachniała twórczość tego kwartetu, jak interpretował szlachetne metalowe wzorce. Metallica przekraczała tempo dyktowane przez Motorhead, nie ustępowała w zadziorności The Mecyful Fate i Diamond Head, a nie gardziła też punk rockową energią i nurtem brytyjskiego heavy metalu. Ta wybuchowa mikstura doprawiona została zapierającą dech sprawnością techniczną muzyków (zadziwiająco szybki progres) i pasją Wiadomo też było, że trzecia płyta będzie zaskoczeniem, bo Metallica nigdy się nie powtarza. Wedle oczekiwań, „Master Of Puppets” uderzył z ogromną siłą...
Okładka wyróżniała się na tle ówczesnych metalowych grafik - prosta, wymowna i skłaniająca do refleksji, bez kiczowatej pseudo - rycerskości i satanizmu. Również teksty zasługują na podziw. Niebanalne i gorzkie liryki, bardzo życiowe, takie jak np. manipulacja i uzależnienie w „Master Of Puppets”, czy dramatyczna historia żołnierza z „Disposable Heroes”, pokazują, że muzyka metalowa nie musi oznaczać głupawych tekstów. Natomiast warstwa muzyczna to esencja metalowego łojenia i thrashowej precyzji, wspartej nieopisaną werwą, choć na początku wita nas zmyłka, gdyż zaczyna się „Master Of Puppets” epicką partią gitary akustycznej, pachnącą flamenco. Lecz już po chwili „Battery” atakuje słuchacza szaloną galopadą na złamanie karku. Ta furia do dziś nie ostygła, wciąż miażdży i deklasuje. Na szczególną uwagę zasługuje Hatfield, który gra jeszcze trudniejsze partie, buszuje w nieparzystych podziałach rytmicznych, jednocześnie o wiele lepiej śpiewając. Coraz wyraźniejszy stawał się jego styl śpiewania i charakterystyczne kończenie fraz. Wszystko to okraszone jest potężnym gniewem, ale nie uświadczymy na „Master Of Puppets” ani grama chaosu.
W numerze tytułowym znajduje się tyle riffów i przejść, że można by nimi obdzielić kilka piosenek. Tym samym „Master Of Puppets”, o progresywnym posmaku, zapisało się jako jedna z najlepszych metalowych piosenek wszechczasów, a te riffy stały się szkołą życia dla wielu gitarzystów. W środku utworu możemy odetchnąć przy akustycznym interludium, lecz zaraz następuje ognista solówka, która złotymi nutami zapisała się w historii metalu i nie tylko. W tym kawałku trzeba wykazać się dobrym kostkowaniem i płynną zmianą pozycji, a samo opanowanie poszczególnych riffów to dopiero pierwszy krok do sukcesu...
Każdy utwór na tej płycie jest legendą Chociażby balladowo zaczynające się „Welcome Home (Sanitarium) z gitarowymi flażoletami , to pół – ballada, na której wychowały się tabuny muzyków i melomanów. Porusza też mroczne „That Thing That Should Not Be” (inspirowane opowiadaniem H.P. Lovecrafta „Widmo Nad Innsmouth”) oraz instrumentalny „Orion” (był grany na pogrzebie Cliffa Burtona). Mamy też „Leper Messiah (nie kojarzyć z pewnym opalonym Andrzejem), utrzymanym w średnim tempie, ale zagranym ostro i z charakterystycznym feelingiem. Jest też traktujący o wojnie „Disposable Heroes”, zagrany z zawrotną prędkością. Zwieńczeniem albumu jest „Damage Inc.”, z rozpędzoną gitarą zapuszczającą się w staccato . Podsumowując, jest to zwarta porcja muzyki, geniusz skondensowany w 8 kompozycjach, które choć tysiące razy rozbierano na czynniki pierwsze, to wciąż zaskakują. „Master Of Puppets” wciąż przyprawia o ciarki na plecach, pozostał ostry jak brzytwa i zapewne jeszcze wiele dekad będzie niedoścignionym wzorem.