Nowa płyta Quidam - cóż można o niej powiedzieć... Nowy materiał miałem okazję usłyszeć po raz pierwszy podczas holenderskiego koncertu grupy - wówczas wywarł na mnie wielkie wrażenie, i byłem pewny, że Sny Aniołów będą wielkim wydarzeniem. A teraz słucham tej płyty i znowu jestem rozczarowany. Album zdominowany jest przez krótkie i, jak na zespół "progresywny", lekkie piosenki. Już po ukazaniu się singla Moje Anioły nabrałem złych przeczuć. Banalna piosenka, w dodatku o głównym temacie wziętym z utworu Hooks In You Marillion. No ale, powiedzmy, że single promocyjne rządzą się swoimi prawami. Niestety, płyta wcale nie prezentuje się lepiej. Pierwszą połowę płyty można w zasadzie skwitować słowami "banał" i "nijakość". Aż do piosenki Łza nic, lub prawie nic, nie jest w stanie zwrócić mojej uwagi. Bo czymże jest drobna solóweczka gitarowa w Wesołej, czy trochę bardziej interesująca melodia w Morelowym Śnie. Reszta nadaje się jedynie na "muzyczne tło". Aż nagle słychać niepokojące dźwięki syntezatora, następnie ostry riff i ciekawy pochód akordów. A więc wreszcie coś progresywnego! Napięcie nie mija przez 15 minut trwania utworu Pod Powieką, i tylko wciąż zadaję sobie pytanie: "dlaczego nie grali tak od początku?". Mimo tego pozytywnego kontrastu z resztą płyty Pod Powieką nie jest utworem idealnym, jest kilka fragmentów, gdzie melodia wydaje się zbyt łatwa i "ograna", i które należałoby przearanżować. Pewne zastrzeżenia miałbym też do partii wokalnych; wydaje mi się, że Emila powinna je bardziej dopracować. Całość jednak robi poruszające wrażenie, a na żywo prezentuje się jeszcze bardziej imponująco. Po tym "magnum opus" mamy jeszcze krótkie Przebudzenie, oraz ciekawostkę: cover słynnego utworu Budki Suflera Jest Taki Samotny Dom. Z tego "ciężkiego" kawałka Quidam zrobił własną, lekką, możnaby powiedzieć, "żeńską" wersję. Niektórzy, co bardziej przywiązani to oryginału, mieszają ją z błotem, ale ja sądzę, żę jest całkiem niezła - szczególnie te skrzypce... Pora na podsumowanie: niestety, druga płyta grupy Quidam zawodzi. Dobra końcówka nie jest w stanie zatrzeć złego wrażenia po pierwszej części albumu. Zespół jakby nie wiedział, w którą stronę pójść, i stworzył dość dziwną mieszankę. A szkoda, bo po znakomitym debiucie Quidamu wydawało się, że narodził nam się kolejny wielki zespół...