Monika Margielewska-obój w utworach "Sanktuarium","Warkocze"/
Kamila Kamińska -chórki w utworze "Głęboka rzeka"/
Mirek Gil -gitara solowa w utworze "Choćbym"
Gdzieś teraz mija dziesięć lat od wydania debiutanckiej płyty Quidam. A po raz pierwszy zetknąłem się z tym zespołem kilka miesięcy wcześniej, w styczniu. W dość mroźny (bardzo mroźny, jak na Bydgoszcz) niedzielny wieczór wybrałem się do bydgoskiego klubu „Kuźnia” na koncert Collage. Przed nimi miał występować jakiś support. Support jak support – wyjdą , zagrają i pójdą. Nie miałem zielonego pojęcia, że to właśnie ich występ zdecydowanie bardziej zapadnie mi w pamięć, niż występ głównej gwiazdy. Na scenie pojawiło się sześcioro muzyków w wieku na oko późnolicealnym, a bassman swój wzmacniacz ustawił zdaje się na skrzynce po piwie, wokalistka drobna, szczupła brunetka ubrana w czarną suknię. Tłoczno było na małej scenie w „Kuźni”. I zagrali. Po kilku minutach, kiedy już pozbierałem z podłogi opadniętą szczękę, zdałem sobie sprawę z tego, że uczestniczę w chwili wyjątkowej. Oto na scenie zespół jeszcze zupełnie nieznany, ale już znakomity, który niedługo będzie sensacją i objawieniem. Mila Derkowska wtedy jeszcze, kiedy koledzy grali jakieś dłuższe partie instrumentalne, siedziała sobie skromniutko z boku sceny. Ale jak śpiewała „Sanktuarium” lub „Chocbym...” (fantastyczna wokaliza) to mrówki po plecach chodziły tabunami. Świetna wokalistka, świetni instrumentaliści, świetne kompozycje. Nie była to muzyka bardzo nowatorska – kłaniało się Camel, stare Marillion , Genesis (też stare), Renaissance. A sekcja Scholl – Jermakow grała jak Giles z Lake’m na debiucie King Crimson. Tyle, że to wszystko było takie świeże, porywające, że człowiek dawał się ponieść muzyce, zupełnie nie zawracając sobie głowy zapożyczeniami i inspiracjami. Było to wiadro, bo nie zastrzyk, nowej krwi wlanej do krwioobiegu polskiego rocka.
Współproducentem debiutanckiej płyty Quidam został Wojtek Szadkowski. I dlatego nieco obawiałem się o efekt końcowy. Jego pracy na „Moonshine” nie oceniałem, delikatnie mówiąc, zbyt wysoko. Na szczęście nie usiłował robić z Quidam drugiego Collage. Z perspektywy tych dziesięciu lat, ówczesna produkcja pozostawia pewnie co nieco do życzenia, ale akurat nie miałem i dalej nie mam do niej zastrzeżeń. Najważniejsze , że udało się zachować klimat z koncertów.
Współczesna młodzież wychowana na Porcupine Tree i jego klonach będzie się krzywić – jaki to prog, przecież to reg. Ale wtedy było to naprawdę spore wydarzenie na polskiej scenie progresywnej. A zapowiadało się, że będzie mocna jak cholera – debiutowali jeszcze Abraxas – cudem powstały z martwych i Albion, Collage zapodał udane „Safe” (nieco wcześniej). Wydawało się, że „sky is the limit”. Przyszłość okazała się jednak inna.
Wróćmy jednak do debiutu Quidam – zawartość płyty okazała się równie porażająca , jak koncertowe wersje utworów („Nocne widziadła" to jednak bardziej mi się podobały w koncertowej, hard-rockowej wersji). Znowu Mila fenomenalnie wypada w „Choćbym..” (może to zabrzmi bluźnierczo, ale jest to o porównywalnej sile rażenia jak wokaliza Claire Torry w „The Great Gig in The Sky”), w czasie „Sanktuarium” po plecach znowu chodzą mrówki, do tego piękna suita „Płonę”. Nie można zapomnieć o „Bajkowym” i „Warkoczach” – oba z mocnymi papierami na bycie przebojem , zresztą ten drugi takim nawet był – tydzień na pierwszym miejscu Listy Przebojów Telewizyjnej Jedynki. Lekkość , swoboda, inwencja, zapał debiutantów. Do tego doskonałe wyszkolenie techniczne muzyków. Oraz oczywiście Mila Derkowska – jedna z najlepszych polskich wokalistek. Ever.
Płytę, wtedy, 10 lat temu kupiłem, jak tylko się ukazała (bardzo nadwyrężając budżet lekarza-stażysty...) na kolejnym koncercie zespołu w Bydgoszczy, znowu w „Kuźni”. Ciekawostka – chyba byłem jednym z nielicznych , którzy na żywo słyszeli quidamowską wersję kolejnego wielbłądziego klasyka – „White Rider”. Zdaje się, że zespół zbyt długo tego na koncertach nie wykonywał . Zresztą sądząc z tego jak im to wtedy wychodziło – zupełnie słusznie.
Dziesięć lat i dalej jestem po urokiem tej płyty. Tylko dedykacja Mili przestała być aktualna...