ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Galahad ─ The Last Great Adventurer w serwisie ArtRock.pl

Galahad — The Last Great Adventurer

 
wydawnictwo: Oskar 2022
 
1. Alive (8:20)
2. Omega Lights (10:05):
- Part One: Λ
- Part Two: Ω
3. Blood Skin and Bone (8:17)
4. Enclosure 1764 (4:07)
5. The Last Great Adventurer (10:35)
6. Normality of Distance (5:50) (bonus CD)
7. Another Life Not Lived (7:55) (bonus CD)
 
Całkowity czas: 55:09
skład:
Stu Nicholson - vocals
Lee Abraham - guitar
Dean Baker - keyboards
Mark Spencer - bass
Spencer Luckman - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,2

Łącznie 9, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
18.12.2022
(Recenzent)

Galahad — The Last Great Adventurer

Prawdziwi weterani neoprogresywnego rocka, których początki działalności sięgają lat osiemdziesiątych, gdy rozwijali tę scenę choćby z Pendragonem, IQ czy Pallas, nie odpuszczają. Dalej nagrywają płyty, mimo że czasy dla ich muzyki nie są zbyt łaskawe (ktoś pewnie lekko zaczepnie – z perspektywy masowego odbiorcy - może zapytać, czy kiedyś były?). Ich koncerty nie wypełniają się publicznością po brzegi a kolejne wydawnictwa nie okupują wysokich miejsc na listach sprzedaży płyt. A jednak każda informacja o nowym krążku elektryzuje wiernych fanów, tym bardziej, że artyści już nie tak często serwują premierowy materiał. Tym razem trzeba było czekać cztery lata (tyle upłynęło od wydanego w 2018 roku Seas Of Change), a poprzednio premierowy materiał ukazał się po sześciu latach. I choć w międzyczasie ukazywały się wydawnictwa „około Galahadowe”, jak dwie płyty Galahad Electric Company (czyli projektu Stuarta Nicholsona i Deana Bakera), to jednak zespół powoli dawkuje nowe studyjne rzeczy. Ponoć z kolejną płytą ma być już inaczej, ale poczekajmy.

Nowa płyta powstała niemalże w tym samym składzie personalnym, co poprzedniczka. Tylko Mark Spencer zastąpił Tima Ashtona na basie, jednak to muzyk przez lata związany z Galahad, choćby gościnnie wspierając zespół podczas koncertów. No i ten album nie zaskakuje też stylistycznie. Grupa trzyma się swojego wypracowanego od lat stylu, w którym łączy gitarowe, rockowe granie z silnymi wpływami elektroniki, tej bardzo nowoczesnej, ekspansywnie wdzierającej się w strukturę utworów. Elektronikę często o zabarwieniu trance’owym, czy nawet ocierającą się o techno. Jednak ten brzmieniowy kontrast, w połączeniu z rozbudowanymi, wielowątkowymi formami, niekiedy z symfonicznym rozmachem i niepodrabialnym głosem Nicholsona, tworzy muzyczną, neoprogresywną mieszankę, która w dalszym ciągu brzmi dobrze.

The Last Great Adventurer nie jest może albumem sięgającym klasy kultowego Sleepers, czy znakomitego Empire Never Last, jednak znacznie ciekawszym od poprzednika, wspomnianego Seas Of Change. Bo nie wszystkie kompozycje przykuwają uwagę, jednak większość numerów broni się ciekawymi aranżacjami, przemyślaną formą i nośnymi, bardzo dobrymi melodiami.

Które utwory warto wyróżnić? Rozpędzony Alive, rozpoczynający album, Blood Skin and Bone ze świetnymi, ciężkimi gitarowymi riffami, żeńskimi wokalizami o orientalnym posmaku oraz pasjonującą i pełną żaru gitarową solówką Lee Abrahama, bądź tytułowy The Last Great Adventurer, który powinien być koncertowym killerem, z bujającą zwrotką zbudowaną na ciętych gitarach i ze wzniosłym, patetycznym refrenem, ale i z quasi jazzowym wtrętem. Do tego przejmujący, stonowany ale też majestatyczny Enclosure 1764, czy wreszcie Another Life Not Lived, znany już wcześniej, napisany przez Nicholsona i przez nieżyjącego już basistę grupy Neila Peppera, będący tu swoistym hołdem dla tego ostatniego. Niby nieskomplikowany muzycznie, ale jakże mocny, bolesny i wymowny w pięknym refrenie: Another life not lived, a young life unfulfilled, A life full of promise and hope, on the cusp of living, Another life not lived, a young life unfulfilled, A life full of promise and hope, cut short by a cruel destiny… Co ciekawe, sama kompozycja formalnie jest bonusem na wersji CD. Podobnie jak Normality of Distance, który jednak już mnie nie przekonuje, tak jak dwuczęściowy Omega Lights nieco rozciągnięty i trochę się dłużący. Całościowo to jednak bardzo dobra rzecz. Stąd i taka nota. Jak na takich „wiarusów proga” wciąż trzymają formę!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.