Zbyt długo nie będzie, bo o samym albumie kilka lat temu pisałem na naszych łamach i dziś w słowach wówczas zawartych nic bym nie zmienił. Odsyłam zatem po więcej szczegółów do tego archiwalnego tekstu, w którym jest i o intrygującej do dziś okładce, i o samych kompozycjach, które są prawdziwymi Galahadowymi klasykami. Pozostanę zatem przy kilku uwagach natury bardziej ogólnej.
Album Sleepers ukazał się w tym roku nakładem poznańskiego Oskarda (z którym formacja współpracuje od lat) nieprzypadkowo. We wrześniu minęło dokładnie 20 lat od wydania krążka. Płyty niezwykle ważnej dla zespołu. Dziś to już prawdziwy klasyk neoprogresywnego rocka, przez wielu uważany za najważniejszą płytę Brytyjczyków. To po nim muzycy zmienili kierunek swoich muzycznych poszukiwań mocno flirtując z nowoczesną elektroniką. Z drugiej strony jest na Sleepers Amaranth, który jakby te zmiany zwiastował. Przede wszystkim są jednak piękne kompozycje na czele z utworem tytułowym, chyba najbardziej sztandarowym ich utworem.
Czas o zmianach i innościach. Rzecz, choć zachowała klasyczną okładkę, została wydana tym razem w digipaku, a nie jak pierwotnie w formie jewel case. Do podstawowego zestawu utworów dodano dwie kompozycje. Suffering In Silence pierwotnie umieszczony na wydanej w 1992 roku promocyjnej kasecie, potem pojawił się na japońskim wydaniu Sleepers i na kasetowej edycji albumu w… Polsce. A był jeszcze na pierwszym wydaniu kompilacji Other Crimes & Misdemeanours II i jej wznowieniu w formie Other Crimes & Misdemeanours II & III w 2009 roku. Wielkim rarytasem zatem nie jest, niemniej sama kompozycja trzyma poziom. Zdecydowanie ciekawszym bonusem jest nowa wersja drobiazgu Pictures Of Bliss. Ta dwuminutowa przepiękna balladka w oryginale zaaranżowana na gitarę, tu zupełnie zmienia swoje oblicze, bowiem wokalowi Nicholsona towarzyszą instrumenty klawiszowe. I co ciekawe… wersja ta wydaje się zdecydowanie bardziej przejmująca i ciekawsza.
I jeszcze o samym brzmieniu, które - nie czarujmy się – było dosyć specyficzne. Raczej płaskie, z dużą ilością wysokich tonów. Tym razem materiał poddano w lipcu tego roku remasteringowi w Thin Ice Studios Karla Grooma. Dzięki temu płyta brzmi ewidentnie głośniej i dynamiczniej. Szału jednak nie ma w porównaniu do dzisiejszych produkcji. Z drugiej strony, to charakterystyczne brzmienie Sleepers, z którym obcuję od lat, też w jakimś sensie stanowi o wyjątkowości tej płyty.
Cóż…, tym, którzy być może nigdy przez te 20 lat nie zetknęli się z tym albumem, albo chcą rozpocząć neoprogresywną edukację, szczerze polecam. Klasyk.