Nie rozpieszczał ostatnio Galahad swoich fanów częstotliwością wydawania albumów studyjnych. Year Zero, Empire Never Last i Battle Scars ukazywały się dokładnie co pięć lat. Tym razem Brytyjczycy zaskoczyli i jeszcze przed wydaniem wspomnianego Battle Scars zapowiedzieli, że będzie on jednym z dwóch nowych tegorocznych wydawnictw.
Wypuszczanie dwóch krążków w jednym roku niesie za sobą odwieczne pytanie u odbiorcy: czy artyście faktycznie wystarczyło pomysłów na kolejny, szybko wydany album. I czy nie warto było poczekać, dyskontując artystyczny sukces (Battle Scars z pewnością było dziełem wyjątkowo udanym) poprzedniego krążka…
Jak jest w tym przypadku? Bardzo solidnie. Trudno powiedzieć, czy Beyond The Realms Of Euphoria przebija swojego starszego o kilka miesięcy poprzednika, albo zaskakuje jakąś wyjątkową odmiennością, trzyma jednak jego poziom i miłośnikom grupy powinien przypaść do gustu. Można powiedzieć, że tym razem artyści poszerzają muzyczne pomysły rozpoczęte na wizjonerskim i zaskakującym dla nich Size The Day – numerze kończącym poprzedni krążek. Tu łączenia silnie zrytmizowanej muzyki trance z rockiem jest zdecydowanie więcej. Już otwierający Salvation I – Overture jest tego przykładem. Kolejne kompozycje rozwijają tylko coraz odważniej ten ich stylistyczny mezalians. I tak w bardzo udanym Salvation II – Judgment Day mamy ciężkie gitary i patetycznie lejące się „progresywne” klawisze. Wszystko naturalnie w otoczeniu wszędobylskiej elektroniki i z dobrą melodią. No właśnie. Po raz kolejny udało się ekipie Stu Nicholsona wykoncypować sporą ilość zapadających w pamięć tematów melodycznych. Posłuchajcie zresztą kolejnego, zaczętego bardzo agresywnie Guardian Angel z udaną zwrotką i refrenem. Równie ładnym refrenem uderza All In The Name Of Progress, w którym dodatkowo Nicholson w pewnym momencie zbliża się do… rapu, a pod koniec growluje. Kończącą podstawowy zestaw repryzę do Guardian Angel też trudno zapomnieć. Wylewający się patos podkreślony chóralnymi partiami zadowoli miłośników bardziej klasycznego artrocka. A skoro przy klasyce jesteśmy – początek And Secret Worlds po raz kolejny ukazuje artystów lubujących się w czerpaniu szerokimi garściami z muzyki poważnej.
Podobnie jak na Battle Scars muzycy i tym razem zmierzyli się z jednym z utworów z przeszłości. Monumentalny Richelieu’s Prayer w pierwszej części sprawia wrażenie bardziej stonowanego. Forma kompozycji została jednak zachowana. Ot kolejny muzyczny rarytas.