Praktycznie po dwóch latach od wydania ostatniego albumu z premierowym materiałem (The Sin) powraca krakowska formacja Millenium. Ryszard Kramarski ponownie przygotował klasyczny album koncepcyjny i jego treść wpasował w ramy i schematy specyficznej dla stylu muzycznej formuły.
Zacznijmy od lirycznej strony, za którą odpowiada współpracujący już z liderem Millenium, Zdzisław „The Bat” Zabierzewski (tRKproject — Books That End in Tears, Framauro - My World Is Ending), choć pewne jej fragmenty, czy inspiracje, należą do Kramarskiego. I tu warto zauważyć jedną dość istotną tendencję. Ostatnie albumy krakowskiej formacji przynoszą sporo bieżącej publicystyki, odnoszącej się do tego, co dziś nas dotyka, co obserwujemy na co dzień w środkach masowego przekazu. Na The Sin teksty podejmowały wątki aktualnej sytuacji społeczno-politycznej w naszym kraju, czy protestów przeciwko rządzącym. Tutaj, oprócz wątków podnoszących tematy ekologii (Invisible Superhero, Second Earth), miłości (A Comedy Of Love) i depresji (Brightness Hidden In The Dark) mamy odniesienia do wojny w Ukrainie i jej bolesnych skutków (The Sounds Of War, Memories In Tears) czy wreszcie powszechnego szpiegostwa i ingerowania w nasze prywatne życie. I choć w tekście ewidentnie przywoływana jest sprawa otrutego nowiczokiem byłego pułkownika GRU Siergieja Skripala, to tak naprawdę można też odczuć pewne nawiązania do słynnego systemu Pegasus. Co ciekawe, dla prezentacji tych wątków wybrano formułę konceptu, w którym młody aktor (Davida L. Sunders, syn Daniela Sundersa z albumu Vocanda!) stara się o główne role w filmach, codziennie przychodząc na castingi i walcząc o rolę życia. I w tych kilka odmiennych gatunkowo, nieistniejących filmów, wpisane są wspomniane treści.
Jednym słowem, wydaje się, że dla Ryszarda Kramarskiego muzyka stała się ostatnio pewnym punktem wyjścia dla wyrażenia swojego komentarza do aktualnie obserwowanych przezeń ważkich tematów. Wszak teksty na ostatnie dwie płyty pisały inne osoby (Gałęziowski i Zabierzewski) a jednak pewien wspólny mianownik jest wyraźnie widoczny.
Dużo o słowach a co z muzyką? O niej nieco mniej i nie dlatego, że jest jakaś gorsza. Po prostu tu Millenium prezentuje się bez zaskoczeń i, trzymając się wojskowej terminologii, dociera do słuchacza ze stałych, dawno zajętych pozycji. Grupa jak zwykle proponuje wyważony, dość stonowany, bez rytmicznych szaleństw, melodyjny neoprogresywny rock. Przede wszystkim, dużo w nim miejsca na solową gitarę Piotra Płonki, którego popisy (w każdym utworze przynajmniej po dwa) towarzyszą słuchaczowi co chwilę. I to zawsze spora wartość dodana każdego albumu krakowian, bo Płonka potrafi grać zapamiętywalnie i atrakcyjnie melodycznie, jest też sprawny technicznie. I tu warto wyróżnić jego drugie solówki w Brightness Hidden In The Dark (moja ulubiona) i A Comedy Of Love, ale też i formę w kończącym całość Tales from Imaginary Movies (The End Credits). Nie sposób nie zauważyć, że choć liderem grupy jest klawiszowiec i pełno tu elektronicznych smaczków, sampli i teł (łącznie z tymi iście symfonicznymi), to jednak Kramarski nie epatuje swoimi tyradami.
Płyta, jak przystało na koncept, spięta została instrumentalnymi „Napisami początkowymi” i „Napisami końcowymi” i sprawia bardzo jednorodne wrażenie, choć w jej środku pomieszczono najbardziej żywy i pozytywny utwór (A Comedy Of Love, który w koncepcie jest komedią), w którym usłyszymy najcięższe na płycie gitarowe riffy i nieco Focusowej (tej od Thijsa van Leera) folkowości, przywołanej brzmieniami fletu (choć nie naturalnego).
Tales from Imaginary Movies jest pierwszą pełną płytą Millenium, na której zaśpiewał Dawid Lewandowski, znany już wszak z Fizbers, tRKproject i równolegle niemalże wydanej Millenijnej kompilacji, The Best Of... Something Ends, Something Begins. Nie ukrywam, że jakoś nie jestem wielkim fanem wokalnej ekspresji, z pewnością sympatycznego, muzyka, i już na płytach tRKproject bliższe mi były interpretacje Karoliny Leszko. A tu być może swoje zrobiło słuchanie latami, niemalże ikonicznego dla Millenium, świetnego głosu Gałęziowskiego, z drugiej strony fajnie też komponował się (choć dosłownie chwilkę) „aktorski” głos Smelkowskiego. Ale to już być może kwestia pewnej indywidualnej wrażliwości, wszak Lewandowski z pewnością śpiewa poprawnie. A sama płyta to kolejny dobry album w dyskografii krakowian, który nie zawiedzie miłośników ich muzyki.