Na początek kilka faktów. Mind Key to kwintet pochodzący z Włoch a płyta „Journey Of A Rough Diamond” to jego debiutancki album wydany w 2004 roku. Cztery lata wcześniej grupa nagrała czteroutworowe demo zatytułowane „Welcome To Another Reality”, z którego wszystkie kompozycje trafiły na poniżej omawianą płytę. Zespół dostał się pod skrzydła znanej w światku metalowym włoskiej wytworni Frontiers Records, która szczyci się wydawaniem między innymi dokonań Glenna Hughesa, Russela Allena i Jorna Lande czy wreszcie zespołu Journey. Tyle faktów. Czas przejść do muzyki.
Pierwsze odpalenie i... wszystko jasne. Fani Teatru Marzeń wystąp!!! Może to zbyt szybkie i powierzchowne uproszczenie ale faktem jest, iż duch nowojorczyków z Dream Theater unosi się w każdej kompozycji. Rozpoczynający album „Secret Dream” to kawał klasycznego progresywnego metalu z wszystkimi jego zaletami i wadami. Połamane rytmy, karkołomne klawiszowe pasaże co chwila okraszane ciężkim riffem lub błyskotliwą solówką i...tradycyjna już rozwlekłość formy. Potwierdza to kolejny kawałek, prawie siedmiominutowy „Love Remains The Same”, zaczynający się niezwykle delikatnie i przechodzący w hardrockowe granie. W dalszej części kompozycji jest już tradycyjnie. Zwraca dodatkowo uwagę zapamiętywalnie odśpiewany tytuł w refrenie. Na szczęście panowie z pięknej Italii doskonale zdają sobie sprawę, iż na wiernym kopiowaniu swoich mistrzów daleko zajść nie można, dlatego w kolejnych fragmentach płyty starają się kombinować i poszukiwać własnego ja. W środku „Deep Inside” pojawia się zatem niezwykle urokliwy fragment jazzowej improwizacji, zwracający uwagę na solidność i fachowość sekcji rytmicznej zaś piąty na płycie „Lord Of The Flies” rozpoczynający się złowieszczym, ciężkim riffem, w dalszej jego części przypomina piękne lata 70-te z hammondem w tle i rytmiką...reggae. Kontynuując wątek „muzycznych poszukiwań” nie sposób nie wspomnieć o kończącej całość ponad jedenastominutowej kompozycji „Waiting For The Answer”, której finał zdobią chóralne zaśpiewy członków Mind Key w stylistyce...gospel i rytmice rodem z Czarnego Lądu. Łagodniejsze fragmenty pojawiają się wszakże wcześniej. ”Memory Calling”, zaczynający się pięknym motywem klawiszowym i uduchowionym śpiewem wokalisty, rozwija się w najprawdziwszą rockowo-metalową balladę z tradycyjnymi harmoniami wokalnymi i melodyjną solówką wieńczącą całość. W podobnym klimacie utrzymana jest kompozycja „Without Ann”, na tle innych utworów pełniąca wręcz rolę miniatury ze swoimi 3 minutami z okładem. Czas na krótkie podsumowania. Mind Key to bezwzględnie zespół z dużym potencjałem, skrytym jak na razie niepotrzebnie za plecami swoich progmetalowych mistrzów. Mark Basile dysponuje dobrym głosem, jednak chęć dorównania Jamesowi LaBrie jest zdecydowanie zauważalna. Podobnie rzecz się ma z gitarzystą Emanuele Coella, którego zagrywki przypominają te wychodzące spod palców Johna Petrucciego. O profesjonalnej sekcji rytmicznej już wspominałem. Efektem tego jest wręcz wirtuozersko nagrana płyta z charakterystycznymi dla debiutantów takiego grania bolączkami. Na czym one polegają? Na pomieszczaniu zbyt wielu wątków i tematów, które nie zawsze do siebie przystają. A najgorszym jest to, że gdy tylko do jakiegoś interesującego motywu się przywiążemy natychmiast zostajemy uraczeni kolejnym. Niestety nie sprzyja to spójności słuchania. Z melodyką nie jest najgorzej, choć z pewnością brakuje nut, które ściskałyby za gardło, wyciskały łzy i chwytały za serce... a na takie liczyłem spoglądając na baśniową okładkę z przykuwającą uwagę niewiastą.
Płytę polecam zagorzałym fanom progresywnego metalu spod znaku Dream Theater (głównie z okresu „Images And Words”) , Symphony X czy Shadow Gallery. Pozostali mogą poczekać na kolejny krok zespołu.