Marcin Pająk powraca ze swoim solowym projektem tym razem w koncertowej odsłonie. Przypomnę, że pisaliśmy w naszym serwisie o wydanym w 2019 roku drugim krążku artysty zatytułowanym Other Side, przy okazji wspominając o debiucie Who I Am opublikowanym pięć lat wcześniej. W zeszłym roku muzyk wydał trzeci album zatytułowany Last Day, o którym jakoś nie było okazji napisać. Nie szkodzi, bowiem recenzowaną tu płytą nadrobimy tę zaległość.
Bo jak sama nazwa wskazuje Last Day in Poland jest koncertową wersją ostatniej płyty Pająka. Rzecz zarejestrowano, zarówno w wersji audio, jak i wideo (w tej drugiej dostępny jest na kanale YouTube w tym miejscu), 15 maja tego roku w Centrum Kultury MOKSiR w Chrzanowie. To taki troszkę pandemiczny koncert, charakterystyczny dla dzisiejszych czasów, bez publiczności i jej reakcji. Nie zgadzam się w związku z tym z zamieszczonym w notce promocyjnej wpisie o „całości wzbogaconej energią koncertu”. Ma jednak ten występ niewątpliwą zaletę. Otóż Pająk na Last Day zaśpiewał i zagrał niemal na wszystkich instrumentach (były drobne wyjątki), tu zaś mamy „żywy” skład, prawdziwy zespół w osobach Michała Powązki, Piotra V Gawlika, Piotra Sitkowskiego, W.R.Ony i oczywiście samego autora. Dzięki temu płyta brzmi bardziej organicznie i naturalnie. Niektóre kompozycje zresztą, choć w większości trzymają się oryginalnych wersji, mają nieco odmienne partie instrumentalne.
Last Day to dla mnie absolutnie najlepsza płyta Pająka i cieszę się, że ukazała się w takim właśnie entourage’u. Materiał tu zagrany jest mniej rockowy i energetyczny od poprzedniczek. Ma za to sporo pięknych melodii, ciekawych aranżacji i nostalgicznego klimatu. Dodatkowo fajnie to wszystko jest podkreślone swoistą koncertową przestrzenią, dzięki której słychać precyzyjnie każdy instrument. Pająk eksploruje tu głównie progresywną stronę swojej muzycznej osobowości. W niespiesznych zwykle utworach jest miejsce na głębokie klawiszowe tła, delikatne i zgrabne figury gitarowe, czy barwne solówki. Jest też i miejsce na zmianę rytmiki. Wystarczy posłuchać otwierającego występ świetnego i bardzo elektronicznego This World, aby wejść w ten jego świat. W tym przypadku bardzo Antimatterowy! Ale kolejne kompozycje mogą wszak się spodobać miłośnikom tej bardziej przystępnej i melodyjnej strony Riverside, Porcupine Tree, czy samego Stevena Wilsona. Pająk nie jest może wybitnym wokalistą, niemniej jego wokalne partie, wykonywane jakby od niechcenia, mają chwilami taki mroczny, nieco gotycko-oniryczny posmak (np. Hope), dobrze komponują się z całością i tym samym dodają muzyce granej na tym koncercie wyrazistości.
Można oczywiście ten koncert obejrzeć na YouTubie, polecam jednak tę fizyczną wersję audio, wydaną w zgrabnym digipaku, ze zdjęciami wszystkich muzyków i z naprawdę dobrym brzmieniem.