Kolega Horyszny zajął się „Astrą”, to ja tak na szybko obrobię „Alphę”, którą zespół błyskawicznie przygotował zaraz po pierwszej. No błyskawicznie – w studiu byli już w lutym 1983 roku, nagrywali do maja, a w lipcu ujrzało to światło dzienne – szesnaście miesięcy pod debiucie. A biorąc pod uwagę, że w międzyczasie była też trasa koncertowa, no to panowie muzycy śmigali jak pershingi.
Czy pośpiech zaszkodził tej płycie, czy mogła być lepsza – wydaje mi się, że nie. „Asia” to był AOR-owy ideał. Na dobrą sprawę tam każdy utwór mógłby być singlem. Ścigać się z czymś takim – nie da rady. Ale „Alpha” nie oddała łatwo placu. Jest nieco gorsza, ale swoje atuty ma. Na pewno jednym z nich był promujący całość singiel „Don't Cry” – wcale nie gorszy od „Heat of The Moment”. A reszta jest po prostu dobra/bardzo dobra. Tyle, że poprzednio było praktycznie wyłącznie bardzo dobrze. I to właściwie jest cała różnica między debiutem a „Alphą”. To i to zbiór AOR-wych piosenek z lekko progresywnym sznytem. Zresztą połowa „Alphy” spokojnie mogłaby się znaleźć i na pierwszej płycie, wcale nie zaniżając poziomu – to oprócz „Don't Cry”, na pewno „Open Your Eyes”, „True Colours”, „The Smile Has Left Your Eyes”, „Midnight Sun”, „The Last You Know” i może "Never in a Million Years" i „Heat Goes on”. Pozostałe (całe dwie – „Eye to Eye” i „My Own Time”) nawet jeśli nie tak dobre, to na pewno fajne.
Zwykle jest tak, że jak już się wywaliło coś bardzo udanego i błyskotliwego, to następca tak dobry nie jest. Ale „Alpha” na pewno jest godnym następcą debiutu. Pamiętam, że recenzje miała raczej ciepłe, a „Don't Cry” hitem było naprawdę dużym. Cała płyta również sprzedawała się bardzo dobrze.
A tak wracając jeszcze do „Astry” – akurat w Polsce nie miała aż tak złej prasy. Pamiętam recenzję z Non Stopu, całkiem przychylną – Asia dalej gra swoje, a piosenki z tych trzech płyt można spokojnie wymieszać i tak nikt się nie zorientuje, że to z różnych płyt.
Asia w latach osiemdziesiątych, mimo oczywistej tendencji spadkowej, cały czas przyzwoity poziom trzymała. Zmieniło się to po odejściu Wettona. Nawet jeśli skład Payne – Downes miał przebłyski formy, to właściwie na przebłyskach się kończyło – sam mam z tego okresu tylko „Aquę” i starczy, więcej mi nie trzeba. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy Wetton w Asii nie było. W jesieni 1983 roku przestał być w zespole, tylko do tej pory nie wiadomo, czy sam odszedł, czy go wyrzucono, a jeśli, to dlaczego. Najprawdopodobniej z powodu nadmiernego spożywania napojów wysokoenergetycznych. Na jego miejsce znaleziono innego śpiewającego basistę – Grega Lake’a. Jak to wypadło – można się przekonać słuchając płytki „Asia Enso Kai”, albo oglądając (i słuchając) video „Asia in Asia”. Zastępstwo nie trwało długo, bo Wetton szybko się ogarnął i na początku 1984 roku ponownie dołączył do kolegów.