Kontr-recki są dobre. Po pierwsze pokazują, że nie ma czegoś takiego jak redakcyjna linia programowa i że każdy redaktor ma swój gust. A poza tym czytelnik może zapoznać się z kilkoma, czasami diametralnie różnymi ocenami jednej płyty, co na pewno w jakiś sposób zachęca do jej poznania.
Mariusz na nowej płycie Asii właściwie nie zostawił suchej nitki. Było to dziwne i niepokojące. Dziwne – bo redaktor Danielak zwykle płyt pod obcasy nie bierze, a jeśli – to robi to dość delikatnie, a niepokojące dlatego, że jeżeli tak oględny recenzent jak Mariusz dał cztery gwiazdki, to „Gravitas” faktycznie może być beznadziejne. Dlatego z duszą na ramieniu zabierałem się do słuchania tego albumu, a czas na to poświęcony, z góry uznałem za stracony.
Jednak nie. „Gravitas” jest ładne. Podoba mi się. Co prawda Asia to Asia, na żadne zaskoczenia nie ma co liczyć, bo jedyne czego możemy i chcemy oczekiwać po nowej płycie tej grupy to kilka – kilkanaście efektownie zaaranżowanych, łatwo wpadających w ucho piosenek, o ciekawych melodiach. No more, no less. A ten warunek „Gravitas” spełnia bez żadnego problemu, co prawda nie z taką górką jak „Hard Porno” (czyli „XXX” J ), ale spokojnie daje radę. Leciał sobie numer po numerze, a mi się robiło coraz przyjemniej i na pewno słuchanie „Gravitas” czasem straconym nie było. Ponad pół płyty to naprawdę bardzo fajne utwory („Valkyrie”, „Gravitas”, „Russian Dolls”, Joe Di Maggio Glove”, „Heaven Help Me Now”), a resztę też trudno nazwać wypełniaczami. Następna sprawa, że najlepiej słuchać jej w domu na przyzwoitym sprzęcie, żeby to wszystko dobrze wybrzmiało. Jest to muzyka bardzo fajnie zrealizowana, przestrzennie, z rozmachem, nieco staroświecko (czyli porządnie, pod sprzęt stacjonarny, a nie „straight to mp3”), dlatego wszystkie swoje walory ujawni wtedy, kiedy będzie miała dużo miejsca. Słuchawki, playerek – to się do końca nie sprawdzi.
Asia to Asia. Swoje założenia programowe ustalili już ponad trzydzieści lat temu, przy okazji swojego debiutu, który wkurzył bardzo wielu, ale który okazał się wielkim przebojem. I wyznaczył poziom, jakiego do tej pory grupie nie udało się drugi raz osiągnąć. Ale cały czas pracują nad tym i trzeba przyznać, że ostatnio idzie im z tym całkiem dobrze. Zespół z trzydziestoletnim stażem, grający tak wymagającą (od wykonawcy) muzykę, który potrafi z siebie tyle wykrzesać na którejś tam z kolei płycie. Szacunek. I siedem punktów z plusem.