Ćwiara minęła! Ćwiara wakacyjna – czyli coś lekkiego, wakacyjnego, ale z klasą. Nie tylko do tańca, też i do słuchania.
Bronski Beat – czyli tak zwane pedałki. Pierwszy singiel „Smalltown Boy” o dolach, a raczej niedolach młodego homoseksualisty, okraszony ponurym clipem z miejsca podbił listy przebojów. Tak odważnego coming-outu i zrobionego z takim publicystycznym zacięciem chyba wcześniej nie było. Albo nie na taką skalę. Co prawda Tom Robinson śpiewał piosenkę „Proud to Be Gay”, ale to nie był wykonawca z tak wysokich miejsc list przebojów. Elton John? Eeee, on w tym czasie został ożeniony z Renatą Blauell, gwoli poprawy wizerunku. „Smalltown Boy” to było mocne wejście, pod każdym względem – muzycznie i nie tylko. W następnej kolejności listy przebojów skutecznie szturmowały „Why?”, "It Ain't Necessarily So". Wojciech Mann, w swojej recenzji w Non Stopie wtedy napisał, że się tak dobrej płyty, po takim zespole nie spodziewał. Dwa – trzy przeboje plus wypełniacze – sądził, że będzie raczej tak. Kiedy ją usłyszałem po raz pierwszy, już tą recenzję znałem i poniekąd wiedziałem, czego mogę się spodziewać, oczywiście znałem te wszystkie przebojowe single. Siedziałem sobie w kuchni późnym niedzielnym wieczorem przy radiu, z przygotowanym magnetofonem, by ułowić co smakowitsze kąski (miałem za mało miejsca na taśmie, żeby nagrać całą płytę, a w kolejce była jeszcze płyta Chrisa De Burgha „Man on The Line”). Chyba najsmakowitsze były maksisinglowe wersje „Why?” i „Smalltwon Boy”. Szczególnie ta druga to małe popowe arcydzieło – tak ładnie rozbudować czterominutowy numer, bez typowych w takich wypadkach zabiegów typu loopy i tym podobne. Co tam jeszcze wtedy nagrałem? „Junk” – na tle całej płyty utwór nieco odmienny – gdyby nie elektroniczny aranż , można by było powiedzieć, że rockowy. Szybki i dynamiczny, a Sommerville śpiewa dużo niżej niż w innych piosenkach, za to mocniej, agresywnie. "It Ain't Necessarily So" – Bronski Beat śpiewający Gershwina? Kiedy się wysłucha całego „The Age of Concent” przestaje to zastanawiać. Wystarczy posłuchać, jak na tej płycie śpiewa Jimmy Sommerville, wydaje się zupełnie naturalne, że sięgnięto po ten standard. Sommerville może jest różowy blondynek z niebieskimi oczkami, ale duszę ma czarną, jak najczarniejszy Murzyn z plantacji bawełny w Południowej Dakocie lub Luizjanie. Gdyby go szuwaksem pociągnąć, może by się nawet do jakiegoś odpowiedniego chóru kościelnego załapał? Co on tu śpiewa to jest gospel, blues, jazz. On nie tylko to śpiewa, on to doskonale czuje – „No More War”, „Need-A-Man Blues” – to nie jest pop, to są hymny jak z kościoła baptystów na południu Stanów Zjednoczonych. Tym razem Bronskim wyszła płyta, która mimo popowego sztafażu w znacznej mierze wyrasta poza typowo rozumiany pop.
Po nagraniu debiutanckiego albumu Jimmy Sommerville dość szybko pożegnał się ze swoimi kolegami, Bronski Beat bez znaku firmowego jakim był przenikliwy falset byłego wokalisty, nie pociągnęli zbyt długo. Próbowali cos zrobić z nowym wokalistą Johnem Fosterem, ale były to już tylko agonalne podrygi. Po kilku latach spróbowali jeszcze raz z równie marnym efektem i faktycznie to zespołu nie ma. A jedyną płyta wartą zainteresowania w dorobku Bronski Beat pozostaje „The Age of Concent”.
Ewentualnych potencjalnych nabywców recenzowanego wyżej krążka uprzedzam, że obecnie dostępny remajster nie zawiera maksi-singlowych remiksów „Smalltown Boy” i „Why?”, dlatego uważam, że jest wersja kulawa i wykastrowana, w ogóle niepełnowartościowa. Radzę poszukać starszego wydania.