Oldfieldową trasę “Tour Of Europe 1979” artystycznie należy zapisać po stronie plusów; finansowo – niestety nie. Wyniki sprzedaży „Incantations”, wyraźnie gorsze niż poprzedniczek (druga dziesiątka zestawień), do tego doświadczenia Ricka Wakemana czy ELP, którzy na wystawnych trasach tracili majątki niespecjalnie dały Mike’owi do myślenia. I w roku 1979 Oldfield stanął przed widmem bankructwa. Pomocną dłoń wyciągnął Richard Branson, który stwierdził wprost: nowa płyta studyjna poratowałaby finanse Mike’a – pod warunkiem, że nagra ją szybko i bez wielkich nakładów finansowych. Oldfield szybko przygotował nowe nagrania i już w listopadzie „Platinum” trafiła na rynek.
Od razu, wyraźnie słychać, że na muzyce wypełniającej album mocno odbiły się warunki, w jakich ją tworzono i nagrywano. „Platinum” to płyta bardzo odległa od poprzednich płyt artysty: nie sposób znaleźć tu tej magicznej spójności, harmonii, jaka cechowała choćby „Ommadawn”. Na dobrą sprawę mamy tu luźno zestawione ze sobą osiem muzycznych fragmentów z różnych bajek, z tego cztery sklejone w suitę – sklejone na docisk, przypadkowo, bez tego intrygującego eklektyzmu, jaki cechował „Dzwony rurowe”. Sama zaś muzyka, mimo dużego aparatu wykonawczego, uległa znacznemu uproszczeniu, wręcz strywializowaniu.
Suita tytułowa broni się jeszcze całkiem nieźle, choć wyraźnie słychać, że składa się z czterech kompletnie różnych fragmentów. Pierwszy to charakterystyczne dla Oldfielda gitarowe zabawy, ze zmieniającym się metrum i częstymi zmianami nastroju; drugi to typowo rockowe, całkiem interesujące, choć nie porywające gitarowe solo podawane na tle dość jednostajnego rytmu; trzeci to pastisz bigbandowego jazzu; zaś bodaj najciekawszy w całym zestawie finał (oparty na motywach jednej z kompozycji Philipa Glassa) to efektowne, chóralne zwieńczenie całości.
Na drugiej stronie albumu Oldfield zaproponował zaś słuchaczom zestaw prostszych kompozycji – w tym dwie delikatne, wykonane iście anielskim głosem piosenki: lepsza „Into Wonderland” (pierwotnie w tym miejscu miała znaleźć się piosenka „Sally”, zaśpiewana przez Oldfielda i Nico Ramsdena, jednak na żądanie Bransona zastąpiono ją „Into Wonderland”, choć nie skorygowano tytułu na okładce) i słabsza, dość banalna „I Got Rhythm”. Do tego instrumentalne fragmenty: „Woodhenge”, dość tajemniczy, ale będący raczej fragmentem większej całości lub szkicem, zarysem utworu, niż skończoną kompozycją, i hałaśliwy, oparty na wyeksponowanej, agresywnej gitarze „Punkadiddle”.
Chociaż na „Platinum” można znaleźć co nieco ciekawych momentów, jako całość płyta bardzo rozczarowuje. Brzmienie uległo uproszczeniu, muzyka wyraźnie się zbanalizowała, straciła swój czar, powab, straciła tą specyficzną dostojność, jaką cechowały się poprzednie płyty. Wyraźnie słychać, że przygotowywano ten album w pośpiechu, że zabrakło czasu na stworzenie bardziej wyrafinowanych, ciekawszych kompozycji, na dopracowanie brzmienia. W efekcie otrzymaliśmy jedną ze słabszych płyt Oldfielda, której głównym plusem było to, że sprzedawała się dobrze i pozwoliła Mike’owi finansowo stanąć na nogi.