To już trzecie wydawnictwo DVD brytyjskiej Areny zarejestrowane na polskiej ziemi i drugie zapisane w katowickim Teatrze Śląskim. Pierwsze z nich – Caught In The Act - ujrzało światło dzienne 10 lat temu, kolejne – Smoke & Mirrors – w 2006 roku. Koncert, będący głównym daniem Rapture, odbył się 10 listopada 2011 roku i tylko gwoli pewnego porządku dodajmy, że tego wieczoru przed Areną pojawiły się na deskach dwie polskie kapele: Believe i Osada Vida.
Rapture jest ważnym wydawnictwem w historii tego zasłużonego dla neoprogresywnego rocka zespołu. Dokumentuje bowiem powrót grupy z nowym studyjnym albumem i koncertami po kilku latach milczenia. Powrót w odświeżonym składzie – z nowym wokalistą Paulem Manzim i „nowym – starym” basistą, Johnem Jowittem.
Plusem Rapture jest zestaw kawałków. Zestaw, który w dużej mierze nie pokrywa się z tymi z wcześniejszych wydawnictw. Muzycy promowali zarejestrowanym występem krążek The Seventh Degree Of Separation i dlatego słyszymy tu z niego aż siedem kompozycji. To oczywiście plus dla tych, którzy docenili stylistyczną woltę Areny w kierunku grania bardziej przebojowego, zwięzłego i treściwego. Ci, którzy narzekali na nowy album Brytyjczyków, także i tu pokręcą nieco nosem. Cóż, może i coś w tym jest. Zespół od samego początku przyjmowany jest bardzo ciepło, ale jakiejś wielkiej ekstazy nie ma. To pewnie w dużej mierze zasługa nieznajomości nowego materiału formacji, który w tych dniach miał swoją premierę. Do naprawdę gorących reakcji dochodzi dopiero pod koniec występu. No ale wtedy panowie serwują to, co progresywne wilki lubią najbardziej – swoje największe killery z The Visitor, Solomonem (tradycyjnie już z Nolanem bujającym swoim klawiszowym zestawem) i Ascension na czele. Pokłady patetycznego lukru są tu jednak tak wielkie, że spokojnie zrekompensują lekki niedosyt „Arenowych ortodoksów” po obejrzeniu pierwszej części koncertu. Tym bardziej, że między wspomniane kawałki artyści wstawili Crying For Help VII, w którym Manzi – jak prawdziwy showman - przekomarza się wokalnie z mocno nakręconą już publicznością. A skoro mowa o frontmanie. Faktycznie zgrabniej prezentuje się w nowych – jak dla mnie zresztą bardzo udanych – rzeczach. The Great Escape, What If?, czy One Last Au Revoir w koncertowych wykonaniach jeszcze zyskują. Z drugiej strony, trochę heavymetalowa konwencja, w której wokalnie porusza się Manzi, dodaje starym Arenowym propozycjom innego wyrazu.
Od strony realizacyjnej sam koncert nie zaskakuje. Nie znajdujemy tu jakichś szczególnych ujęć i technicznych fajerwerków. Ot, solidna robota, sprawdzona na wielu wcześniejszych, rejestrowanych w Katowicach, wydawnictwach. W tym kontekście lekko rozczarowuje niewykorzystanie – fakt, że skromnej - scenicznej scenografii, w postaci dwóch eleganckich dżentelmenów z trupimi czaszkami (znanych z oprawy graficznej The Seventh Degree of Separation), którzy w ciekawych ujęciach mogliby urozmaicić wizualnie nowe kompozycje.
Szaleństw nie ma także w dodatkach. Dwudziestominutowy fragment wcześniejszego o dwa dni występu z warszawskiej Progresji, z utworami Crack in the Ice, Don’t Forget To Breathe, City of Lanterns, What If? i One Last Au Revoir ucieszy raczej głównie tych, którzy akurat uczestniczyli w tym koncercie. Bootlegową jakością nie zachęci raczej fanów, którzy obejrzeli profesjonalnie zrealizowane danie główne. Całość uzupełnia krótki, dziesięciominutowy wywiad z głównymi postaciami Areny (Nolanem i Pointerem), między innymi o wspomnianym powrocie kapeli i zmianach w jej składzie, oraz zdjęcia, tapety i pełna dyskografia grupy.