To płyta, która ukazała się dokładnie miesiąc temu i szkoda by było jej nie zauważyć jeszcze przed końcem starego roku i wszelkiego rodzaju muzycznymi podsumowaniami. Debiutant na polskiej scenie i w stajni Lynx Music, choć tworzą go muzycy już nieanonimowi. Light Entanglement Machine 2021 (LEM 2021) to projekt, który został zainspirowany twórczością Stanisława Lema i powstał z okazji przypadającej w tym roku setnej rocznicy urodzin pisarza. Jego twórcą i kompozytorem jest Przemysław Piekarz, który ponad 10 lat temu, pod pseudonimem Ijon, był klawiszowcem Hipgnosis a dziś zawodowo zajmuje się fizyką. W samym projekcie znajdziemy też muzyków innych formacji, takich jak Millenium, Twelve Moons, Xposure, Frittata, Callabrijon i Moon Radio District.
Ponieważ to muzyka instrumentalna, warto jeszcze w tym wprowadzeniu napisać, jak należy czytać jej przesłanie. Bo to w założeniu koncept album odnoszący się do tematów poruszanych w książkach Stanisława Lema, takich jak ewolucja kosmosu (The Space Fugue, Nucleosynthesis), zagadka świadomości (Awareness), podróże kosmiczne (Missing Android), czy stworzenie maszyny myślącej (The First Light, Entanglement, Machine Intelligence). Tytułowa Maszyna Splątanego Światła nawiązuje do superinteligentnej maszyny cyfrowej z książki Golem XIV.
Tyle pryncypiów, o których trzeba wiedzieć, zanim włoży się płytę do odtwarzacza. A co z samą muzyką? I tu pojawia się małe zaskoczenie. Bo choć sam Lem kojarzy się natychmiast z kosmosem, science fiction, czy futurologią i taką też kosmiczną i futurystyczną szatę graficzną ma płyta (przy okazji z dosyć kiczowatym niestety zdjęciem-kolażem, pokazującym muzyków gdzieś w kosmosie), to w muzyce nie otrzymujemy jakiejś rozpasanej nowoczesnej elektroniki, space rockowych pasaży czy ambientowych teł. Są oczywiście pewne „refleksy” takich brzmień (Nucleosynthesis, Entanglement) ale to „drobinki”. Dostajemy za to niespełna trzy kwadranse, utrzymanego w stylistyce progresywnego rocka, pięknego, niezwykle melodyjnego i inteligentnie zaaranżowanego grania.
Całość zaczyna króciutki The Space Fugue pełniący rolę swoistego intro. Zaaranżowany na subtelne dźwięki pianina i klasycznej gitary kreuje nostalgiczny klimat, podkreślony ujmującym tematem. Następujący po nim Nucleosynthesis to już rzecz żywa, energetyczna i przy okazji jedna z najlepszych w zestawie. Jej dynamikę podkreślają przede wszystkim soczyste i wyraziste partie basowe Krzysztofa Wyrwy, który tu może się trochę inaczej „wygrać” niż w Millenium. A są tu jeszcze lekko psychodeliczne figury klawiszowe oraz świetny dwuminutowy finał, okraszony bardzo dobrym gitarowym solo Filipa Goddarda Wyrwy (który zagrał na tegorocznym albumie Hipgnosis. Rozpoczęty odgłosami natury i śpiewu ptaków Awareness znów zachwyca melancholią, jesiennym pianinem, miękkim perkusyjnym rytmem i urzekającymi zagrywkami skrzypcowymi Joanny Hebdy. Lekki jazzowy posmak czyni z tego utworu kolejną perłę tej płyty. Następny Missing Android powraca do żywiołowości, warto w nim wszak dostrzec „jazzowe pianino". The First Light znów tonuje i kieruje w stronę nostalgiczności, budowanej za pomocą pianina i skrzypiec (znów urokliwe). A nie wolno też zapomnieć tu o kolejnym melodyjnym solo na gitarze. Entanglement jest najbardziej „elektroniczny” a warto w nim podkreślić wykorzystanie Warr guitar. Całość wieńczy najdłuższa na płycie kompozycja, prawie 13-minutowa Machine Intelligence. Wielowątkowa i zróżnicowana rytmicznie, z delikatnym wstępem, ale też za chwilę z mocnymi riffami gitarowymi. No i w finale z piękną akustyczną gitarą i następną udaną solówką, już na „elektryku”. Niezwykle udany debiut, który powinien stanąć na półce każdego fana inteligentnego i melodyjnego instrumentalnego proga.