ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Waters, Roger ─ Radio K.A.O.S. w serwisie ArtRock.pl

Waters, Roger — Radio K.A.O.S.

 
wydawnictwo: Columbia 1987
 
1. Radio Waves (Waters) [04:58]
2. Who Needs Information (Waters) [05:55]
3. Me Or Him (Waters) [05:24]
4. The Powers That Be (Waters) [04:36]
5. Sunset Strip (Waters) [04:46]
6. Home (Waters) [06:00]
7. Four Minutes (Waters) [04:00]
8. The Tide Is Turning (After Live Aid) (Waters) [05:44]
 
Całkowity czas: 41:27
skład:
Roger Waters – Vocals, Guitars, Bass, Odd Keyboard (Including the Shakuhachi). Andy Fairweather Low – Electric Guitars. Jay Stapley – Electric Guitars. Mel Collins – Saxophones. Ian Ritchie – Fairlight Programming, Drum Programming, Piano, Keyboards, Tenor Saxophone. Graham Broad – Drums and Percussion. John Linwood - Drums. Nick Glenny-Smith - DX7, Emu. Matt Irving - Hammond Organ. Paul Carrack - Guest Vocal. Clare Torry - Guest Vocals. Suzanne Rhatigan - Main Backing Vocals. Katie Kissoon - Backing Vocals. Doreen Chanter - Backing Vocals. Madeline Bell - Backing Vocals. Steve Langer - Backing Vocals. Vicky Brown - Backing Vocals. John Phirkell - Trumpet. Peter Thoms - Trombone. The Pontarddoulais Male Voice Choir led by Noel Davis and arranged by Eric Jones. The Characters: Jim Ladd: Jim. Andy Quigley: The "Forgive Me Father" Speech. Shelley Ladd: Monkey and Dog Lady. Jack Snyder: Guppy. Ron Weldy: I don't like fish. JJ Jackson: Flounder. Jim Rogers: Doesn't like fish, marine fish. John Taylor: Shellfish Shrimp Crab Lobster. Stuart the spaniel played Uncled David's Great Dane with the help of an AKAI 900 Sampler and a DX7 to make him sound bigger. BBC Master Computer: Billy. Harry and India Waters: Children in the garden.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,7
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,3
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,3
Album jakich wiele, poprawny.
,4
Dobra, godna uwagi produkcja.
,6
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,25
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,26
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,25
Arcydzieło.
,30

Łącznie 132, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
01.12.2012
(Recenzent)

Waters, Roger — Radio K.A.O.S.

 

-.-../.--/../.-/.-./.-/--/../-…-../.-..-/.-/.-/-../.----/----./---../--…

 .-./---/--././.-./.--/.-/-/./.-./…

.-./.-/-../../---/-.-/.-/---/…

.--/…./---/-./././-../…/../-./..-./---/.-./--/.-/-/../---/-./-/…././.--./---/.--/./.-./…/-/…./.-/-/-…/./…./---/--/./-/…././-/../-.././../…/-/..-/.-./-./../-./--./.-./.-/-../../---/.--/.-/…-/./…/…/./-…/-./--./---/../..-/-./.-./.--/.-/../.-/.-./-../-/…/.././..-/../-/./…./-/./--/---/…././…-/-/-./…./-/…/.-././--./---/.--./.

 Po „The Final Cut” Waters miał już dość Pink Floyd, a że już wcześniej mówił, że Pink Floyd to on, znaczyło to, że Pink Floyd już nie ma. Na to Dave Gilmour powiedział, że wa… , znaczy „sprawdzam”  i przy pomocy Nicka Masona, którego zaciągnął do sądu w charakterze słupa,   sądził się z Watersem  o prawo do nazwy. Uważał, że też ma coś do powiedzenia w sprawie zespołu, którego był członkiem od piętnastu lat. Sam jednak nie miałby szans, bo nie był członkiem-założycielem, przyszedł na miejsce Barretta, musiał być ten Mason na doczepkę. Sąd nie podzielił opinii Watersa, że Pink Floyd to on, a dysponentami nazwy zostali Mason i Gilmour. W jakiś czas potem, w 1987 roku pojawiły się  płyta Pink Floyd i kolejna solowa płyta Watersa. Opinie na ich temat były dosyć różne – jedna grupa fanów zgadzała się z Watersem, a nowe Pink Floyd nazywali Dave Gilmour Band. Drudzy twierdzili coś wręcz przeciwnego. Jeszcze inni, że w ogóle to wszystko diabła warte i wcale nie ma się o co strzelać. Ja należałem do czwartej grupy, którym obie te płyty się podobały. Ale…

 “Radio KAOS” też było sporym zaskoczeniem dla fanów. Pamiętam, że słuchając po raz pierwszy “Radio Waves” miałem duże oczy i bardzo dziwną minę. Natomiast z perspektywy czasu, wszystko co się dzieje na tej płycie ma swoje logiczne uzasadnienie. Bo co to jest „Radio KAOS”? Koncept album o radiu, a właściwie dziejący się w radiu. To jaką muzykę powinien zawierać? Właśnie, radiową. Gdyby muzycznie było to coś w rodzaju Muru, Zwierzątek, czy „Final Cut”, to nie do końca pasowałoby to do treści. A Waters tworząc płytę dziejącą się w radiu, wypełnił ją radiową muzyką. Nawet można powiedzieć, że to AOR. Taki temat, w taki sposób potraktowany, wymagał też odpowiedniej muzyki, zdecydowanie łatwiejszej w odbiorze, prostszej. Ale wsłuchajmy się jak to jest zrobione, ile tam się dzieje, jak te rzeczy są rozbudowane formalnie, jak to jest wszystko precyzyjnie dopracowane pod każdym względem. Jak to świetnie brzmi.  Dlatego w ciągu czterdziestu jeden minut mamy osiem piosenek, ale różnych piosenek, od bardzo popowych do bardzo, nie, nie rockowych, do bardzo wyrafinowanych, jak „Four Minutes”, czy „Home”. I nie ma żadnych eposów na kilkanaście minut, żadnych oper – zwykłe, radiowe piosenki – zwrotka, refren, zwrotka, z wyraźną melodią, bez zbędnych udziwnień, za to efektownie i bogato zaaranżowane. Nie ma tu typowego dla Watersa patosu, albo nie ma go tyle, ile na niektórych płytach Pink Floyd, czy na innych jego płytach solowych. „Radio Waves” można potraktować jako świadomą prowokacją – omalże taneczny numer, z wyraźnym, prostym dyskotekowym beatem na płycie byłego lidera Pink Floyd. Szok na początek, ale jesteśmy w radiu, a radio gra nie tylko dla fanów prog-rocka. Później jednak ta historia zaczyna nas wciągać, a podczas finału „Four Minutes” podświadomie zaciskamy pięści z emocji.  Sama historia to dosyć zgrabny techno-thriller z czasów zimnej wojny, z pacyfistycznym przesłaniem. Wydaje mi się,  że pewną inspiracją był  tutaj film „War Games”, o nieco podobnej tematyce – czyli możliwość rozpętania przez „osobę postronną” wojny nuklearnej. Głównymi bohaterami są Billy – sparaliżowany chłopak z Walii, na czasowej emigracji w USA, pomieszkujący u swojego wujka w okolicy Los Angeles porozumiewający się ze światem przy pomocy syntezatora mowy, a przy okazji odbierający fale radiowe i Jim, DJ z miejscowej stacji Radio K.A.O.S., do którego Billy lubi często dzwonić. Aż pewnego dnia postanawia – „OK, teraz wam pokażę” i przejmuje kontrolę nad rakietami balistycznymi Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego i planując wywołać wojnę termonuklearną, ma ochotę wpisać ludzkość na listę gatunków wymarłych (co by nie powiedzieć – kuszące…). Jim cały czas próbuje mu ten pomysł jakoś wyperswadować, co mu się w końcu udaje, ale Billy i tak funduje całemu światu kompletny (chociaż tymczasowy) blow-out. Może dosyć to naiwne, ale całkiem dobrze zrealizowane. A finałowe odliczanie w „Four Minutes” to dźwiękowy majstersztyk. I ta nagła cisza zapadająca po „zero” – jakby już niczego nie było. Potem powoli z tej kompletnej ciszy wyłaniają się dźwięki „The Tide Is Turning”. Fabularnie rozegrano to perfekcyjnie. Można powiedzieć, że w pewnym sensie jest to słuchowisko. Muzyki dużo, ale dialogi Jima i Billy’ego też są bardzo ważne. No i ten gościu, który ciągle dzwoni i ględzi, że nie cierpi ryb („Sola nie ma oczu!” :) ) – to tak w charakterze „comic relief”.

 Z pojedynku między dawnymi kolegami Gilmour wyszedł zwycięsko na pewno pod względem komercyjnym, bo 25 w Wielkiej Brytanii i 50 w USA „Radio KAOS” trudno uznać za oszałamiający sukces. Natomiast  Waters udowodnił, że artystycznie to jednak on ma więcej do zaproponowania od nowej mutacji Pink Floyd. „A Momentary…” momentami sprawia wrażenie sztucznie dołerskiej, na siłę mrocznej, a przecież w zasadzie nie ma wielkiego uzasadnienia, żeby to takie było. Waters zbytnio nie moralizując, stworzył bardzo ciekawy, „mocny” tematycznie album, w którym porusza temat groźby globalnej wojny nuklearnej, która w latach osiemdziesiątych wcale taka nierealna nie była. Czasami finałowe „The Tide Is Turning” wydawało mi się takie naiwne, a i sam Waters też nie końca miał ochotę umieścić to na płycie, ale z czasem okazało się, że to jednak optymiści mieli rację – jak nigdy. Polityczna burza z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych radykalnie zmniejszyła możliwość wybuchu takiego konfliktu – na szczęście.

Obie płyty bardzo lubię, ale zawsze bardziej podobało mi się „Radio KAOS”, niż ”A Momentary Lapse of Reason”, bo jest szczersze, mniej pretensjonalne i  lepiej zrealizowane. Chociaż muzycznie oceniłbym to tak – „Radio KAOS” jest równiejsze, „A Momentary…” ma ciekawsze momenty.

PS. To już trzecie recenzja „Radio KAOS” na naszym portalu. Widać, że jest to płyta pamiętana, przynajmniej wśród braci redaktorskiej artrocka. Ale moi koledzy złą okładkę wkleili. To znaczy okładkę dobrą, ale nie tą oryginalną, z pierwszego wydania. Na oryginalnej okładce nie ma tego okrągłego znaczka z autorem i tytułem, były same znaki alfabetu Morse’a, a ten znaczek był w charakterze  naklejki.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.