Siedzisz w ciemnościach, gdzieś za ścianą gada telewizor. Znasz ten głos. To głos niosący wiadomości. Albo wiadomości z wojny (zawsze są jakieś wojny), albo wieści z katastrof (zawsze są jakieś katastrofy) albo tragedie (zawsze ...). Telewizor nie gada o innych rzeczach, no bo kto by chciał te inne rzeczy oglądać. Słyszysz szczekanie psa, jakby był obok. Telewizor. Pies. Szum. Nagle – no tak – ten telewizor to muzyka. A ty siedzisz, jak małpa z okładki, zatrwożona okrucieństwem tego świata. Dreszcze. Dostajesz dreszczy. Bo docierają do ciebie słowa Alfa Razzela, opowiadającego historię, jak pozostawił swego przyjaciela Billa Hubbarda w ziemi niczyjej. Ten komentarz, splątany z odgłosami wojny, przykryty żalem wygrywanym na gitarze przez Jeffa Becka to początek Amused To Death. Najpiękniejszej płyty lat 90-tych. „Dwie sprawy nie dawały mi nigdy spokoju. Wspomnienie dni, gdy musiałem zbierać dokumenty poległych... I to, jak pozostawiłem Billa Hubbarda w ziemi niczyjej.”
No-Man’s-Land. Ziemia niczyja. Ta ballada – jest jak umieranie w samotności przez wiele godzin. Nikogo dookoła. Tylko świst pocisków. Samotność i ból ..., aż do końca. Który nadchodzi. Ballada kończy się bowiem gwałtownie, jakby ktoś trzasnął więziennymi drzwiami. Pojawia się hasło, które już zawsze będzie ci towarzyszyć.
„What God Wants, God gets, God help us all”.
Czego pragnie Bóg ? Wojny, brudu, semtexu, czystej walki ... czy aby na pewno ? Czy może przerzucamy na Niego swoje własne lęki i grzechy. Oj, doprawdy, to najprostsze wyjście ... A gdy próbował (by) nas ograniczyć, zabronić pewnych spraw, no tak, od razu szafujemy hasłami „wolności”, „tolerancji” czy tak modnej ostatnio „poprawności politycznej”.
Zresztą, ekscytujemy się tymi naszymi słabościami ... „Czy nie widzisz, że to wszystko tworzy doskonałą całość? Wyrażoną w dolarach i centach, funtach, szylingach i pensach Czy nie widzisz, że to wszystko ma sens? Mała czarna duszyczka odchodzi - ostrość obrazu jest idealna Świeża papka dla milionów w Wiadomościach o Dziewiątej Kochanie, czy nasz mały śpi dobrze?”
Sam wpadłem w ten wir. Starzejemy się, rodzą się nam dzieci i nawet nie zauważyłem, jak oblepił mnie ten zabagniony świat. Ten sam, który próbowaliśmy w młodości piętnować. I tylko czasami przychodzi opamiętanie ... „Doktorze, DOKTORZE, co się ze mną dzieje? Ta konsumpcyjna egzystencja trwa już zbyt długo Jakie jest życie uczuciowe kolorowego telewizora? Jaki jest okres eksploatacji nastoletniej miss?”
Ileż na tej płycie jest wstrząsających momentów. Jak choćby – zmyślony na potrzeby płyty – a zarazem bardzo prawdziwy los studentki filozofii wpisanej w zdarzenie z Placu Tiananmen. Albo życie farmera z Ohio. Albo bohatera wojny w Wietnamie ...
Three Wishes zaczyna najbardziej wstrząsający finał płyty, jaki znam. Wraca opowieść o utraconym przed laty ojcu, wraca smutek nad okrucieństwem tego świata. I gdy wydaje się, że wszystko wreszcie będzie w porządku, jak za dotknięciem różdżki, to ...
"Przykro mi" - rzekł dżin - "Ale tak to właśnie bywa” Gdzie moja lampa, frajerze? Na mnie już najwyższy czas Żegnaj"
I ... Jeff Beck. Grający wstrząsające, pełne bólu solo. Chwila ciszy, po czym znowu ten telewizor ...
To wstrząsające nagranie. A po nim ? Napięcie rośnie ! Gdy Patrick Leonard zaczyna grać organowy wstęp do It’s A Miracle – od razu słychać, że mamy do czynienia z arcydziełem. Gorzki tekst tylko potęguje wrażenie osamotnienia i strachu ...
„Mówisz, że to cudowne Ale niczego jeszcze nie widziałaś Mają Pepsi w Andach I McDonalds'a w Tybecie Park narodowy Yosemitie zmieniono w pole golfowe dla Japońców A Morze Martwe ożywia rap [...] A pewien lekarz na Manhattanie za darmo uratował umierającego To cud”
Ja też kulę się w ciemnościach, w samotności z rękami na uszach, aby nie słyszeć zgiełku tego świata, krzyku zarzynanego człowieczeństwa ... Dokąd nas to zaprowadzi ... pytam słowami poety i dalej sam uczestniczę w tym bezsensownym wyścigu. Czasami oprzytomnieję, nerwowo rozejrzę się dookoła i zrobię wszystko, aby udowodnić sobie, że mnie ten problem nie dotyczy. Że ja nie ubawię się na śmierć .... Nic bardziej błędnego. Przecież ... This supermarket life is getting long.
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Wrzesień 1992 roku, znajomy wpadł do mnie w poniedziałek po południu mówiąc, że ma „nowego Watersa”. Dostałem tę płytkę na 1,5 godziny, po to, abym mógł sobie ją skopiować na kasetę. Wyjeżdżałem wtedy do szkoły, więc zapuściłem przegrywanie i zająłem się innymi sprawami.
Pierwsze przesłuchanie płyty, która jest dla mnie nr 1 w latach 90-tych to podróż autobusem do Poznania. Walkman, dźwięki gaworzącego telewizora, szczekanie psa i podróż przez noc. Właściwie cały następny miesiąc to był wyłącznie Waters. I mnóstwo wydarzeń z nim związanych. Jak na przykład ostre hamowanie autobusu, mrugające tuż przed szybą światła policyjne i ... ten śpiew w słuchawkach „What God wants, God gets”. Albo ... poranek na stancji, trzask siekiery właściciela rąbiącego drewno i ... ten początek „Too Much Rope”. Albo kontrola biletów w tramwaju (a właściwie brak ;-)) o piątej rano ... i ten głos dżina „where the hell’s the lamp sucker”... I jak tu nie wierzyć, że to nas samych. O naszym życiu ...
Płytę kończy Alf Razzel: „Po wielu latach zobaczyłem imię Billa Hubbarda na pomniku zaginionych w Aras. I... kiedy je ujrzałem, po prostu stanąłem jak wryty. To tak jak gdyby... znów był ludzką istotą, nie zaś koszmarnym wspomnieniem tego, jak musiałem go tam zostawić.”
Arcydzieło. Nic więcej. Arcydzieło o nas samych. Okrutne. Prawdziwe.
Polecam, ze łzami w oczach ...