Ca Ira. Popularna pieśń z czasów Rewolucji Francuskiej. Dosłownie – „będzie szło, powiedzie się, pójdzie”. Tyle słownik wyrazów obcych.
CA IRA – Roger Waters.
Waters. Facet do którego muzyki mam słabość, jak mało kto w tym serwisie skończył swoje zapowiadane od lat dzieło. Operę Ca Ira. Pierwotnie miała ukazać się w 1997 roku, na 200 letnią rocznicę rewolucji francuskiej (nie bardzo wiem, co tu niby czcić, czyżby te tysiące pomordowanych w imię rewolucji??). Później termin wydania wielokrotnie anonsowano, po czy znowu przesuwano. I tak ciągnęła się owa niekończąca się opowieść, aż nadeszła jesień 2005 roku. I wreszcie jest. Odpakowałem, wrzuciłem do odtwarzacza i … po pierwszym przesłuchaniu tej płyty minę miałem nietęgą. Co tu dużo gadać, pomyślałem sobie, że recenzję będę pisał tak długo, jak ten facet to nagrywał.
Minął już prawie rok. W tak zwanym międzyczasie publiczna telewizja obdarzyła nas transmisją premiery tej opery, wystawionej w Poznaniu, z okazji „lecia” wydarzeń czerwcowych ’56 roku. Jednak ja tu nie o premierze, a o muzyce miałem skrobnąć. No to niech będzie.
Muzyka. Napisałbym z małej litery najchętniej, bo odechciało mi się słuchania już na samym początku. Dlaczego ? Bo temat zawarty w uwerturze niżej podpisanemu przypomina jako żywo temat radosny z … „Czterech Pancernych”. Nie – żebym coś miał jakieś anse - przeciwnie, uważam, że muzyka filmowa napisana przez Wojciecha Kilara i Adama Walacińskiego wcale nie straciła świeżości po latach. Jednak – my tu o Watersie – więc co tu dużo gadać, Ca Ira można w sumie potraktować jako wypadkową muzyki powołanego wyżej polskich autorów oraz monumentalizmu Howarda Shore z Lords Of The Rings. Niestety
- w gorszym wydaniu. Libretto – napisane przez Etienne i Nadine Roda – Gil oraz Watersa poświęcone jest rewolucji francuskiej. Nad tym tematem nie będę się rozwodził, bo … jakby to powiedzieć – zdaje się, że mam nieco inne zdanie nt. samej rewolucji francuskiej, niż autorzy, a przecież nie o polemikę tu chodzi. Potraktujmy zatem śpiew wykonawców jak kolejny instrument (oj, nie myślałem, że kiedyś to wobec Watersa napiszę) i do dzieła.
Zatem - owszem, występujący w rolach fabularnych śpiewacy wywiązują się ze swej roli dobrze. Szczególnie ładnie brzmią … (tu zapada taka niezręczna cisza) a więc szczególnie ładnie brzmią The Commune de Paris (wiem, choć ganiłem go przed momentem za nawiązanie do monumentalizmu Shore’a i patosu Walacińskiego / Kilara), czy też Honest Bird, Simple Bird (o którym za moment). Jednym z piękniejszych fragmentów jest France In Disarray (ach, ten deszcz, ten huk wystrzałów i przejmujący śpiew w finale utworu!). Wyróżniającym pozostanie jednak na zawsze To Freeze In The Dead Of Night – choćby dla tego fragmentu warto sięgnąć po ten album. Niestety za plusami idą również minusy. Chwalony przeze mnie Honest Bird, Simple Bird, jest zarazem przykładem – jakby to powiedzieć – plagiatu. Niżej podpisanemu utwór ten (przynajmniej w pierwsze fazie) kojarzy się bardzo mocno z Andrew Lloyd Webberem. (vide niektóre partie w Evicie).
(„Trzęsienie ziemi uderzyło w teatr, wieko pianina opadło i połamało mu jego pieprzone paluchy – It’s A Miracle – to tak dla przypomnienia, Roger)
I tak można mnożyć wyliczankę dotyczącą zalet i wad tego dzieła. Nie zamierzam ich tu wymieniać. Powiem tylko jeszcze o jednym. Muszę.
Niestety w przypadku Ca Ira minusem (i to olbrzymim) jest to, co zupełnie nie przeszkadzało niżej podpisanemu w przypadku solowych płyt Watersa. Owo przeładowanie treścią. Libretto jest bowiem tak obszerne, że aż brak jakichkolwiek dłuższych, a zarazem ciekawszych fragmentów muzycznych. Inna zaś sprawa, że z wielu fragmentów po prostu zieje nudą.
A więc krótko. Uważam, że to przerost formy nad treścią. Ani nie jest to dzieło dla fanów Watersa, ani dzieło dla wielbicieli opery. Oczywiście można wyobrazić sobie, że słychać tu słynną gitarę Gilmoura. A głosy śpiewaków to Waters, Wright. Tylko po co. Skoro powstała opera, to raczej należy na nią spojrzeć (no, posłuchać) bez specjalnych uzasadnień. No właśnie. I wtedy zaczyna się problem. Problem pytania: „po co”?
Tak to jest z operami pisanymi przez muzyków rockowych.
Szczerze? Omijać z daleka.