Pewnie się powtórzę, bo pisałem to już chyba przy okazji recenzji jakiegoś wydawnictwa Millenium... Kolejna reedycja Vocandy może wywołać u niektórych miłośników twórczości tej krakowskiej grupy małe zdziwienie połączone z pytaniem: po co? Przypomnę, że oryginalnie wydana w 2000 roku płyta doczekała się już reedycji, ze sporymi zmianami w szacie graficznej oraz z dodatkowymi czterema kompozycjami, pięć lat temu. Cóż, Ryszard Kramarski, szef Millenium i Lynx Music w jednym, ma słabość do poprawiania, udoskonalania i wydawania w innej formie swoich dzieł. A ponieważ sam jest sobie sterem, żaglem i okrętem, z pewnością doskonale zna odpowiedź na pytanie - czy warto?
Tym razem dostajemy wydanie opatrzone informacją, pomieszczoną na specjalnie dodanej karteczce, iż to definitive edition. Jak napisał Kramarski w zapowiedzi tej edycji, oznacza to, że nie będzie już więcej zmian dotyczących szaty graficznej oraz muzyki na kolejnych wydaniach.
Ta edycja Vocandy nawiązuje do oryginalnej wersji sprzed 12 laty, która od dłuższego już czasu była nieosiągalna, stając się swoistym rarytasem. Dodam nieskromnie, że nie tylko posiadam tę pierwotną wersję płyty, ale mam jeszcze na niej podpisy grających artystów (w tym niegrającego już w Millenium basisty Piotra Mazurkiewicza). Dostajemy zatem jeszcze raz cały album bez jakichkolwiek muzycznych bonusów. Najwięcej zmian, które zaintrygują zbieraczy i koneserów, mamy po stronie edytorskiej. Jak wspomniałem wcześniej, tym razem wydawca powrócił do oryginalnej szaty graficznej, nie uciekł jednak od nawiązań graficznych do wydania z 2007 roku. W wersji digipack, pod płytką pomieszczoną na przezroczystym plastiku, możemy dostrzec okładkę z wydania sprzed pięciu laty. Zdobi ona także książeczkę wsuniętą do digipacka. Ta z kolei została pozbawiona, w porównaniu z oryginałem, charakterystycznych rysunków, które ujawniają się w bardziej wyrazistej formie po rozłożeniu tegoż. Wydawca powrócił także do nadruku typu replica-vinyl zdobiącego dysk (ten poprzedni schowany był jednak do białej koperty).
O muzyce i koncepcie krążka pisaliśmy już na naszych łamach, zatem tym razem powtarzać się nie będę i skieruję do wcześniejszych tekstów [Vocanda (2000), Vocanda (Remaster) (2007)]. Nadmienię tylko, że to album, od którego tak naprawdę wszystko dla Millenium się zaczęło. Pierwsza, w pełni profesjonalna, odsłona ich neoprogresynwgo rocka. I przy okazji, jedna z najważniejszych płyt tego gatunku w naszym kraju.