Z krakowskim składem Heart Attack zetknąłem się zupełnie przypadkowo w listopadzie ubiegłego roku, kiedy to formacja supportowała legendarne Fates Warning. Zresztą, też zupełnie przypadkowo, bowiem krakowianie w ostatniej chwili zastąpili w tej roli zapowiadany wcześniej włoski Headless, mający ponoć problemy z wjazdem do naszego kraju. Choć dali energetyczny, trwający trzy kwadranse set, średnio przypadli mi do gustu, być może dlatego, że stylistycznie znacznie różnili się od mającej za chwilę wystąpić progmetalowej gwiazdy. Był to z pewnością jeden z najbardziej prestiżowych występów Heart Attack, trzeba jednak odnotować, że muzycy dzielili też jedną scenę z Hunterem, Frontside, Virgin Snatch, Jelonkiem czy Decapitated i niedługo będą dobijać do dwóch setek koncertowych gigów.
Formacja ma już prawie piętnaście lat, sporo roszad w składzie i z niżej recenzowanymi Neonami, wydanymi dosłownie przed chwilą, trzy albumy na koncie (oprócz wspomnianego są jeszcze Polaris i Focus). Oglądając ich na żywo, zerkając na fotki pomieszczone w płytowej książeczce, czy słuchając tekstów, widać że to załoga mocno rock’n’rollowa, albo - jak piszą na stronie sami muzycy – bardziej hard’n’rollowa. Marcin „Szikago” Przybyś nie operuje podczas koncertów językiem skierowanym do panienek z dobrych domów a i same teksty pisane w rodzimym języku, dalekie od literackich uniesień, uderzają czasami prosto między oczy. Mamy zatem trochę wulgaryzmów w Obywatelu świata, ciut kontrowersji w Jest tam kto? ("Zło czasami też jest dobre"), czy Reinkarnacji ("Jestem królem w świecie mym, jestem panem, jestem zły") i parę słów o… mocnych trunkach w Ciągle ci mało ("Ze mną się rodzisz, ze mną tu żyjesz, ze mną umierasz, ze mną wciąż gnijesz").
Z drugiej strony te może i niezbyt wyszukane słowa dobrze korespondują z agresywną muzyką serwowaną przez Heart Attack. Najprościej byłoby powiedzieć, że to mieszanka ciężkiego rocka z metalem. Są tu jednak wpływy i innych odmian mocnego grania: hard rocka, metal core’a, hard core’a i grunge’u. Całość napędzają naprawdę mocarne gitarowe, cięte riffy. Materiał wyprodukowano przyzwoicie i dzięki temu brzmią one głęboko i soczyście. Rzecz pod względem stylistycznym jest spójna, choć muzycy starają się ją urozmaicać. I tak w tytułowych Neonach, najdłuższej kompozycji w zestawie, wielowątkowej, ze zmianami tempa, słyszymy żeński wokal Patrycji „Trisz” Mrowiec zbliżający chwilami Heart Attack do takich rockowych kapel z kobietą na pokładzie, jak Moonlight, Delight, Artrosis, czy Closterkeller, trzymając się tylko naszego podwórka. Z kolei w Obywatelu świata zgrabnie wpleciono oldschoolowe organy, na których gościnnie zagrał Rafał Guzikowski. Jest tam kto? przynosi zaś rock’n’rollową galopadkę w stylu Motorhead. Całość ubrano w melodycznie zapamiętywalne riffy a uzupełnia je brudny, niski wokal Przybysia, chwilami zbliżający się do growlu.
Nie jest to oryginalne granie, ani moja muzyczna szuflada, niemniej – trzymając się Heartattackowej poetyki - niewyżytym rock’n’rollowcom Neony z pewnością skopią tyłki.