Sobota z SBB – odcinek XXVI.
Nic dwa razy się nie zdarza. Niestety, Józef Skrzek najwyraźniej o tym zapomniał… Bo „New Century” to album przygotowany według tej samej receptury, co „Nastroje”. A więc znów: eklektyczna mieszanka różnych stylów, z naciskiem na zwięzłe kompozycje, ale też z zachowaniem miejsca na rozwinięte partie instrumentalne. Tyle tylko, że o ile „Nastroje” były albumem w swej eklektyczności ciekawym, wielobarwnym i nieprzewidywalnym, tak „New Century” okazał się jedynie słabą kalką poprzednika.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to duża ilość muzycznego recyklingu. Mamy tu jeszcze raz balladę „Golden Harp” z EP-ki pod tym samym tytułem, „Rock For Mack” z niemenowej „Ode For Venus” i „Carry Me Away” – czyli studyjna, anglojęzyczna wersja „Odlotu”. W sumie to jedna trzecia płyty! Od strony muzycznej te nagrania nie wnoszą nic nowego: jedynie „Rock For Mack” nieco przearanżowano, otrzymując ciężki, typowo rockowy fragment. „Golden Harp” przynajmniej brzmi bardzo dobrze: wejścia perkusji i syntezatorów robią spore wrażenie. Zaś „Carry Me Away”… w sumie, to już czwarte wykonanie „Odlotu” w wykonaniu tego składu SBB, jakie ukazało się na płytach przez ostatnie pięć lat! Niestety, niewiele różniące się od oryginału.
Z nowych kompozycji zaś, bronią się jedynie nieliczne. Nie zabrakło za to ewidentnej wpadki. „Music Is My Life”… nieeee, sorry. Od strony muzycznej nic szczególnego (fortepianowa ballada ładnie uzupełniana gitarą), za to od strony tekstowej – kiczowate koszmarnie. Utwór tytułowy to w zamyśle miało być prawdopodobnie klimatyczne, nastrojowe granie w stylu „Don’t Look Back” z „Nastrojów” – ale tam była klarowna, ułożona konstrukcja, a tutaj – mamy do czynienia z nieco jałowymi, lekko jazzującymi solówkami gitary i syntezatorów, które przez sześć minut snują się bez celu i sensu. „Stary człowiek w milczącym ogrodzie” to bodaj pierwszy fragment albumu nie budzący większych zastrzeżeń: ładna, fortepianowa ballada efektownie przełamywana wejściami całego zespołu, z typowym dla Juliana Mateja, nieco mgławicowym tekstem, bardzo fajnymi gitarowymi wstawkami Apostolisa i mocno podkręconą perkusją Paula. Przyjemny, klawiszowy wstęp mają też „Wojownicy Itaki” – tylko że tej balladzie znów trochę brakuje rozwinięcia, jest jakby nie do końca dopracowana. Za to od czysto muzycznej strony „When Was The Last Time” nie budzi jakichś specjalnych zastrzeżeń: to recytacja (prawdopodobnie Paula, zresztą autora tekstu) na dość oszczędnym podkładzie: perkusyjne kanonady, wtopione w tło basowe figury i syntezatorowe dodatki. Wypada intrygująco. „Duch pokoleń” to z kolei syntezatorowe odloty Skrzeka na Minimoogu, bardzo w jego stylu – i dzięki temu ten utwór nieco kojarzy się ze starym, klasycznym SBB. Aczkolwiek to bardziej solowe „okienko” Skrzeka, niż kompozycja zespołowa. „PAJO” to z kolei duet perkusyjno-harmonijkowy. Też bardziej ciekawostka.
Wersję digipackową uzupełniły dwa nagrania. „Positive Polarity” wypada całkiem pozytywnie: sympatyczna, zwięzła miniaturka instrumentalna. Za to „Viator Blues” to dodatek o wątpliwej urodzie: snujące się bez specjalnego sensu zbiorowe jamowanie.
„New Century” to płyta dość kuriozalna. Bardziej przypominająca luźny zbiór odrzutów i szkiców, niż regularny album studyjny. I – tak naprawdę – z dwunastu utworów połowę można było spokojnie odrzucić i poprzestać na wydaniu EP-ki, bo jako całość ta płyta w ogóle się nie broni. I trudno zrozumieć, po co właściwie zaangażowano Macka jako producenta: owszem, płyta brzmi bardzo dobrze, ale… co z tego, że ktoś ma piękne, złote pióro i doskonały charakter pisma, skoro pisze bzdury? Niestety – „New Century” to zdecydowanie najgorsza płyta studyjna w dorobku SBB.
Za tydzień: Sobota z SBB odcinek XXVII – Live In Spodek 2006. Czyli kolejna płyta koncertowa, tym razem z rejestracją szczególnego koncertu.