Wydana w 1975 roku płyta Physical Graffiti to szósty, dwupłytowy, najdłuższy album studyjny Led Zeppelin. Składa się nań 15 utworów, zarejestrowanych podczas wielu sesji nagraniowych: siedem to kawałki z lat 1970-1972, pierwotnie tworzone z myślą o zeppelinowskiej „Trójce”, „Czwórce” i Houses Of The Holy, a reszta, nagrana w Headley Grange, pochodzi z 1974 roku. Kompozycje te stylistycznie są bardzo różnorodne, stanowią dobitne świadectwo wszechstronności grupy, jej wysokich umiejętności instrumentalnych i kompozytorskich. Zapisywane jednak w rozmaitych miejscach i warunkach, różnią się pomiędzy sobą tak jakością nagrania, jak i dbałością opracowania.
Znajdują się na tym wydawnictwie zagrane z iście hardrockową mocą numery, takie jak The Wanton Song i Sick Again, oba jednak należy uznać za dość stereotypowe. Lepsze są od nich przyjemnie bluesujące, nieznacznie mniej ostre, a dużo ciekawsze: Custard Pie oraz szczególnie lubiany przeze mnie za swój chwytliwy riff The Rover. Jakość nagrania tego ostatniego pozostawia niestety wiele do życzenia. Są na tej płycie i lekkie, żartobliwe kawałki, jak zahaczające o stylistykę country Black Country Woman, nagrany przy współudziale pianisty The Rolling Stones, Iana Stewarta, i skoczny, saloonowy Boogie With Stu, rodem z Dzikiego Zachodu. Do optymistycznych należą też kompozycyjnie mało skomplikowane numery, takie jak Night Flight czy żywo idąca, a nosząca ten sam tytuł co poprzednia płyta piosenka Houses Of The Holy, w warstwie słownej pełna seksualnych podtekstów. Cechuje je duży entuzjazm wykonania, podobnie jak bardziej od nich wyrafinowaną, a nawiązującą do stylu disco Trampled Under Foot. Pierwszorzędny popis swych umiejętności dali Zeppelini w zagranym z dużym polotem In My Time Of Dying, najdłuższym zarejestrowanym w studio utworze Led Zeppelin. Jest to ujęta w formę jam session swobodna aranżacja ludowego bluesa, znanego z wykonań Blind Willie Johnsona i zwłaszcza Boba Dylana, który rozsławił ten numer umieszczając go na swoim debiutanckim albumie z 1962 roku. Ujmująco brzmi prosta, czysto akustyczna ballada Bron-Yr-Aur, pochodząca z okresu powstawania folkowego Led Zeppelin III, natomiast drobinę żmudna jest Down By The Seaside, w której Plant wyrzuca współczesnym, że w codziennym zabieganiu odwrócili się od Natury i zapomnieli o tym, co rzeczywiście w życiu jest ważne. Na Physical Graffiti znaleźć można i ambitniejsze, bardziej rozbudowane kompozycje zespołu, takie jak przywołujący szkockiego ducha utwór In The Light, w którym głos Planta przypomina chwilami śpiew Ozzy’ego Osbourne’a, i nostalgiczny Ten Years Gone, oba "progresywizujące", z dużym, lecz niestety roztrwonionym potencjałem.
W zasadzie można uznać, że wszystkie wymienione kawałki – pomimo cechujących niektóre z nich mankamentów – są dobre lub nawet bardzo dobre. Jest jednakże na opisywanym wydawnictwie jeszcze jeden utwór, prawdziwy Koh-i-noor w dorobku Led Zeppelin, przy którym pozostałe 14 numerów z Physical Graffiti blednie, jawiąc się jako świecidełka albo klejnoty o mniejszej lub większej wartości. Utworem tym jest Kashmir, istne arcydzieło na miarę Babe I’m Gonna Leave You i Dazed And Confused z „Jedynki”, Whole Lotta Love z „Dwójki”, Since I’ve Been Loving You z „Trójki”, Stairway To Heaven z Zoso, No Quarter z Houses Of The Holy oraz Achilles Last Stand z kolejnej płyty, Presence. Kompozycja ta, napisana przez Page’a i Planta, a po części także Bonhama, oparta jest na w kółko powtarzanym ciężkim, hipnotyzującym riffie gitarowym, przepuszczonej przez phaser, bardzo wyrazistej perkusji, orientalnych motywach, wzorowanych na klasycznej muzyce marokańskiej, bliskowschodniej i indyjskiej, nadto na wspaniałym śpiewie Planta, który interpretuje ułożone przez siebie podczas podróży przez Maroko słowa to chłodnym, jakby obojętnym głosem, to znów przepełnionym potężną emocją rozdzierającym krzykiem. Tak, pełen orkiestrowego rozmachu i brzmienia Kashmir jest dziełem samym w sobie, dziełem skończonym, o klasę przewyższającym każdy utwór z osobna, jak i wszystkie razem wzięte spośród tych, które zamieszczone zostały na Physical Graffiti. Na koniec wyznam, że utwór ten pokochałem od pierwszego przesłuchania, które nastąpiło kiedy miałem dziesięć lat. Od tamtego czasu słuchałem go z uwagą bodaj setki razy, zawsze z tym samym co wówczas zapartym tchem, w zupełności porwany tą niesamowitą opowieścią niesioną światu przez „podróżnika w czasie i przestrzeni” (a traveller of both time and space).
Physical Grafitti prezentuje materiał bardzo różnorodny, który, aczkolwiek niespójny i nierówny, jest wartościowy, świadczy o bardzo rozległych horyzontach muzycznych członków Led Zeppelin. Można by zapytać, czy był to album roku 1975? Choć z całą pewnością można stwierdzić, że nie, mając w pamięci tak wybitne muzyczne arcydzieła z niego pochodzące, jak Godbluff Van der Graaf Generator i – być może album wszech czasów – Wish You Were Here Pink Floyd, to jednak nie ulega wątpliwości, że Physical Graffiti jest jednym z najwspanialszych bluesrockowych tworów, płytą prezentującą Led Zeppelin at its best.